Historia prawdziwa
SŁOWO WSTĘPNE
18 października 1985 r. jest dniem, który będę pamiętał do końca moich dni.
Byłem w tym czasie księdzem diecezjalnym w diecezji Wichita i mieszkałem w
małym miasteczku o nazwie Fredonia, w południowym Kansas. Byłem
proboszczem parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa. Tego dnia zdecydowałem
się pojechać do Wichita, Kansas, około 86 mil, aby poradzić się, co do pewnego
problemu w parafii moich współbraci księży. Tego dnia ani wieczora nie byłem z
nikim umówiony, a wyjazd do Wichita miałby być pierwszym od chwili mojego
pobytu we Fredonii.
WYPADEK
Do Wichita miałem podróżować autostradą stanową, zwaną Highway’em 96.
Autostrada ta nie miała poboczy, była bardzo pagórkowata i przebiegała przez
Wzgórza Flint (Flint Hills). Mijało się tu wiele wielkich ciężarówek, tirów oraz
mniejszych samochodów ciężarowych.
Mówiąc oględnie autostrada była niebezpieczna. Pamiętam, jak wracałem późnym
popołudniem z Wichita i to było ostatnią rzeczą, którą pamiętam. Miałem
wypadek – zderzenie czołowe z wielką ciężarówką z Hutchinson, Kansas. Były w
niej trzy osoby. Dzięki Bogu nikt nie zginął w tym wypadku!
W rezultacie kolizji, wyrzuciło mnie z samochodu (wówczas nie miałem zapiętego
pasa), po czym wylądowałem na ziemi koło mojego samochodu. W tym momencie
doznałem wielkiego wstrząsu mózgu i skóra z prawej części głowy została zdarta z
czaszki. To tyle, co pamiętam i więcej już klarownie niczego nie pamiętam.
NIE MA NADZIEI NA PRZEŻYCIE
Za mną podróżowała tą samą autostradą pielęgniarka Mennonitów z Frontenac w
Kansas, która się zatrzymała i została przy mnie, dopóki nie przybył ambulans i nie
zabrał mnie. Dzięki jej rozeznaniu stwierdzono, że mam złamaną szyję. Ona
poinformowała kierowców ambulansu, żeby postępowali ze mną odpowiednio
według jej rozeznania. Gdyby moja szyja uległa przekręceniu w którąś stronę na
miejscu wypadku, umarłbym na skutek uduszenia.
Dowiedziałem się potem, że cierpiałem na złamanie kręgu szyjnego C2, co określa
się jako “złamanie powieszonego”, ponieważ dochodzi do niego przez powieszenie
na szyi. Ambulans zabrał mnie do pobliskiego miasteczka, zwanego Eureka, które
ma mały szpital. Dyżurny doktor przyszył mi oderwaną skórę i gdy się zorientował,
że nic więcej nie może już zrobić, zawezwał helikopter medyczny ze szpitala
Wesley w Wichita, żeby mnie zabrał. Po starcie helikoptera z Eureki doktor
powiedział do swojej siostry, która była pielęgniarką, że nie spodziewa się, żebym
przetrzymał podróż, między Eureką a Wichita, co nie było dużą odległością.
Po przybyciu do Wichita helikopter wylądował na dachu szpitala Weley i zabrano
mnie do Centrum operacyjnego. Udzielono mi tam pomocy i następnie
umieszczono w głównej części szpitala na Wydziale Intensywnej Terapii. Byłem
kilka przecznic od mojego domu w Wichita, więc moja mama, która jeszcze żyła w
tym czasie, przyszła do mnie do szpitala tego wieczora i została ze mną.
Zostałem skierowany do neurochirurga, pracującego w szpitalu, który miał swoją
praktykę prywatną w Wichita i on leczył mnie stosownie do urazów, których
doznałem. Nie było potrzeby operacji połączenia (fuzji). Zostałem położony na
wyciągu i umieszczono mnie w czymś, co określa się technicznym terminem “halo”
– w szyjno-piersiowym przyrządzie ortopedycznym.
To urządzenie ortopedyczne jest używane w wielu urazach szyjnych. “Halo”
obejmował moją głowę przy pomocy czterech śrub (dwie z przodu i dwie z tyłu),
wkręconych w moją czaszkę, tak, żebym nie mógł ruszyć moją szyją w żadną
stronę. To urządzenie było przymocowane do “kamizelki”, której także nie można
było ruszyć.
Te dwa urządzenia miałem na sobie przez okres prawie ośmiu miesięcy. Pamiętam
jednego razu, podczas wizyty lekarzy w szpitalu, jedna śruba wydostała się z
głowy. Nigdy przedtem ani potem nie czułem takiego bólu. Widocznie razem z tym
ortopedycznym urządzeniem znajdowałem się na wyciągu, żeby kości mogły się
połączyć i kontynuować proces zdrowienia. Nie pamiętam tej procedury.
Doktorzy powiedzieli, że skoro przeżyłem wypadek, spodziewali się, że będę leżał
na plecach patrząc w sufit, sparaliżowany od szyi w dół do końca mojego życia.
Widocznie Pan Bóg miał inne plany!
MODLITWA WIERNYCH
Wieczorem tego dnia, kiedy był wypadek, do szpitala zadzwonił ktoś z parafii
Najświętszego Serca we Fredonii z pytaniem do pielęgniarki na moim piętrze, o
mój stan. Osoba otrzymała odpowiedź od pielęgniarki dyżurnej, że lekarze dają 15
procent szans na przeżycie. Sprawa wyglądała poważnie.
Później się dowiedziałem, że tego wieczoru, po wypadku, drzwi kościoła
Najświętszego Serca otworzono, żeby ludzie mogli się za mnie modlić. Inny kościół
chrześcijański i kościół Metodystów we Fredonii także otworzyły swoje drzwi, żeby
ludzie mogli się za mnie modlić. Pastor z kościoła Zjednoczonych w Bogu
(Assembly of God) powiedział mi później, że modlił się za mnie całą noc.
Także Mennonici się za mnie modlili. Tak więc miałem duże modlitewne
wsparcie. Później usłyszałem, że moja parafia odmawiała Różaniec św. dwa razy
dziennie: rano i potem znowu wieczorem.
Pod koniec mojej kuracji w szpitalu mój neurochirurg skierował mnie do Kliniki
Psychologicznej na terapię zwaną Syndromem Wstrząsu Mózgu (Concussive Head
Syndrome). Byłem wdzięczny za tę niezbędną terapię. Nie mogłem znieść
większych emocjonalnych urazów, a nawet jakichkolwiek bardzo słabych
dźwięków. Dobrze było mówić o tym z osobą, która miało się wrażenie, że rozumie
przez co przechodziłem i czego potrzebowałem.
2 grudnia 1985 r. wypisano mnie ze szpitala i poszedłem do domu, gdzie
próbowałem odzyskać zdrowie, jak mogłem najlepiej, przy mojej mamie i
młodszym bracie, który mieszkał niedaleko w Wichita. Drugi mój brat był akurat na
przepustce z Marynarki Wojennej, więc był w domu dzień i noc – na moje
szczęście.
Mój doktor poinformował mnie, że zdrowieję w rekordowym tempie po moim
wypadku i że w swoim sprawozdaniu nie może użyć słowa “cud”, ale, że każdy, kto
je będzie czytał, wyciągnie sam taki wniosek.
Mój biskup diecezji Wichita pozostawił wolne miejsce proboszcza w parafii we
Fredonii, stałego proboszcza. Wysłano tam księdza na sprawowanie liturgii w
weekendy, tam i w Neodesha, dopóki w pełnie nie wyzdrowieję. W maju 1986 r.
zostałem z powrotem skierowany do parafii we Fredonii.
Pamiętam, że musiałem załatwić kupno innego samochodu i następnie udać się w
podróż powrotną do mojej parafii tą samą autostradą. Cieszę się, że musiałem to
wykonać, choć pamiętam, że było to bardzo trudne doświadczenie w tamtym
czasie. Jechałem już przedtem do parafii w kwietniu tego roku na Pierwszą
Komunię Św.
Wziął mnie ze sobą inny ksiądz z diecezji w ten weekend, na to szczególne
wydarzenie. Bardzo dobrze potraktowano mnie w parafii Najświętszego Serca
Pana Jezusa po moim powrocie, a także w miasteczku Fredonia. Parafianie z
pośpiechem opowiadali mi o tym, jak się o mnie martwili i modlili o moje zdrowie i
mój powrót.
Mieszkaocy Fredonii z Kansas, a szczególnie parafia Najświętszego Serca są
katolikami bojaźni Bożej, którzy bardzo poważnie traktują swoją religię. Kiedy
wróciłem, zauważyłem, że nie wymagają dużo ode mnie ze względu na mój
poprzedni stan. Bardzo to doceniałem i starałem się jak najlepiej służyć tej parafii,
a także parafii św. Ignacego w Neodesha.
Pewnego dnia, niedługo po powrocie do parafii, odprawiałem Mszę św.
poranną, do czego byłem przyzwyczajony, kiedy wydarzyło się nadzwyczajne
nadprzyrodzone zjawisko. Miałem zamiar przeczytać fragment Ewangelii na ten
dzień, fragment, który słyszymy wiele razy w ciągu lat. Jest on z Ewangelii św.
Łukasza.
Dokładnie Łukasz 13:6-9 i brzmi jak następuje: “I opowiedział im następującą
przypowieśd: «Pewien człowiek miał drzewo figowe zasadzone w swojej winnicy;
przyszedł i szukał na nim owoców, ale nie znalazł. Rzekł więc do ogrodnika: “Oto
już trzy lata, odkąd przychodzę i szukam owocu na tym drzewie figowym, a nie
znajduję. Wytnij je: po co jeszcze ziemię wyjaławia?” Lecz on mu odpowiedział:
“Panie, jeszcze na ten rok je pozostaw; ja okopię je i obłożę nawozem; może wyda
owoc. A jeśli nie, w przyszłości możesz je wyciąć”».”
Kiedy czytałem ten fragment Ewangelii, było to tak, jak gdybym przypomniał
sobie fragment rozmowy. Oprócz tego sama strona z Księgi Lekcji zaczęła
świecić, powiększyła się i wyszła z Księgi w moim kierunku. Musiałem skończyć
Mszę tak normalnie, jak to było możliwe i kiedy skończyłem, poszedłem na
plebanię, usiadłem w moim fotelu przy czterech filiżankach kawy i próbowałem
sobie przypomnieć, dlaczego właśnie ta nauka z Ewangelii poruszyła tyle
poprzednich wspomnień i wspomnień dotyczących czego?
OŚWIECENIE
Nie trwało to zbyt długo, gdy wszystko zaczęło z powrotem do mnie wracać. Zaraz
po wypadku – oto, co się wydarzyło. Znalazłem się przed Tronem Sądu! Jezus
Chrystus był Sędzią. Nie widziałem Go, tylko Go słyszałem. To, co miało miejsce –
było natychmiastowe w stosunku do tego, co się rozumie, jako “nasz czas”.
Przeszedł On *Pan Jezus+ przez całe moje życie i obwinił mnie o grzechy popełnione
i grzechy zaniechania, z których się nie wyspowiadałem i w związku z tym są nie
przebaczonymi i nie odżałowanymi grzechami. Przy każdej winie mówiłem: “Tak
Panie!” Planowałem, że kiedy to nastąpi, będę miał różne rodzaje tłumaczeń dla
Pana Boga.
Na przykład: “Otóż Panie, Ty wiesz, ona była bardzo napastliwą kobietą i można
było stracić przy niej łatwo cierpliwość za każdym razem. Otóż, gdy się rozmawia z
osobową prawdą nie ma żadnego tłumaczenia; wszystko, co się mówi, to: “Tak,
Panie!”
MATKO – JEST TWÓJ
Pan Jezus kończąc sąd powiedział do mnie: “Twój wyrok to piekło!” Znowu
przytaknąłem: “Tak Panie, wiem!” Był to jedyny logiczny wniosek, który mógł
wyciągnąć. To nie było dla mnie szokiem! To było tak, jak gdyby honorował mój
wybór, moją decyzję. Ja wybrałem mój wyrok, a On po prostu godził się z moim
wyborem.
Po tym, jak to powiedział, usłyszałem głos kobiecy: “Synu, czy uratowałbyś jego
życie i jego nieśmiertelną duszę?” Pan odpowiedział: Matko, on był kapłanem
przez 12 lat nie dla siebie, ani dla mnie; niech cierpi karę, na jaką zasłużył!” W
odpowiedzi Ona powiedziała:, „Ale Synu, gdybyśmy tak udzielili mu specjalnych
łask i siły i wtedy zobaczymy, czy zrodzi owoce. Jeżeli nie, niech Twoja wola się
spełni!”
Tu nastąpiła krótka przerwa i wtedy usłyszałem Jego mówiącego: “Matko, jest
Twój!” Należałem do niej podwójnie: naturalnie i nadprzyrodzenie teraz przez
poprzednie 12 lat. Nie wierzę, że mógłbym istnieć bez Niej przez ten okres czasu,
kiedy była nieobecna w moim życiu i moim życiu duchowym.
PAN JEZUS ZWRÓCIŁ MOJĄ UWAGĘ
Wiele osób powie: “Ależ Ojcze, ty musiałeś mieć specjalne nabożeństwo do
Najświętszej Marii Panny, zanim to się wydarzyło. Nic dziwnego, że się za tobą
wstawiła.” Na to muszę odpowiedzieć “nie”! To świadczy przeciwko mnie, jako
księdzu, ale muszę powiedzieć, że jeżeli chodzi o moją wiarę w anioły, świętych,
Najświętszą Marię Pannę wierzę – tak, ale moim rozumem – intelektem
umysłowym, ale nie moim sercem – wiedzą serca. Aniołowie i święci byli dla mnie
postaciami wyobraźni. Wierzyłem w nie, ale one nie były realne!
Poprzez ten wypadek, odkryłem jakże są one realne! Pan Bóg musiał złamać mi
szyję, żeby przyciągnąć moją uwagę! Trzeba pamiętać dzień śmierci Pana Jezusa
na Kalwarii. Maryja, Jego matka i Apostoł, którego miłował, Jan, byli pod krzyżem,
kiedy Jezus patrząc na nich z góry z miłością, powiedział: “Kobieto, oto syn Twój!
Synu, oto matka twoja!”
To wtedy Jezus dał swojej matce nas wszystkich, Jej córki i synów, jako Jej dzieci.
Ona bierze to bardzo poważnie! Ona przyjdzie z pomocą każdemu i będzie się
wstawiała za niego lub nią, jak wstawiła się za mną. Nie byłem nikim specjalnym!
Od czasu wypadku nauczyłem się bardzo ważnej prawdy odnośnie Najświętszej
Marii Panny, Boga Ojca, Syna i Ducha Świętego. Cokolwiek Matka Najświętsza
chce, Bóg Ojciec, Syn i Duch Święty – nie mogą powiedzieć Jej “Nie”! Niemożliwe
jest to Jej odmówić!
Jeszcze o innej sprawie nauczyłem się od czasu wypadku, o dwóch powodach,
dla których moje życie fizyczne i duchowe zostało uratowane. Pierwszy powód to
ten, że piekło istnieje, a po drugie równie ważny jest fakt, że księża też mogą
bardzo szybko dostać się do piekła!
Wielu ludzi w dzisiejszych czasach odrzuca fakt, że Pan Bóg jest samą
sprawiedliwością. Źle sądzą, że Pan Bóg jest miłością i że nie ukarze nikogo na
wieczność. To jest kłamstwo! Wszyscy musimy przestrzegać przykazań Bożych i
korzystać z Sakramentu Pojednania, żeby nasze grzechy zostały nam przebaczone.
Jeżeli uważamy, że nie grzeszymy, to lepiej zróbmy bardziej szczegółową analizę
naszego sumienia.
Jedną z prawd, której się nauczyłem z tego mojego doświadczenia jest fakt, że Pan
Bóg nikogo nie wysyła do nieba lub piekła. My dokonujemy wyboru, my
podejmujemy tę decyzję; Pan po prostu honoruje i zatwierdza nasz wybór.
Musimy wrócić do rzeczywistości: to, że ksiądz ma białą koloratkę nie oznacza, że
ma zagwarantowane niebo. Jest dokładnie odwrotnie. Ksiądz będzie tak samo
rozliczony (nawet 1000 razy bardziej), jak osoby świeckie z przestrzegania
przykazań Bożych i musi być księdzem, który został wyświęcony po to, żeby był dla
ludzi i dla Jezusa Chrystusa.
Matka Boża mówiła wiele razy, żebyśmy się modlili za księży, a nie krytykowali.
Obecnie łatwiej niż kiedykolwiek, w czasach, w których żyjemy, krytykować księdza
lub biskupa, o których wiemy, że zeszli z ortodoksyjnego szlaku. Musimy
pamiętać, że Matka Boża nakazała nam modlić się za nich!
DOŚWIADCZENIE MNIE ODMIENIŁO
Pytano mnie wiele razy: “Jak to doświadczenie mnie odmieniło?” Nie jest możliwa
kompletna odpowiedź na to pytanie. Muszę powiedzieć, że jako ksiądz i proboszcz
przez te lata byłem pasterzem i proboszczem dla siebie. Ojciec Steve Scheier był na
pierwszym miejscu i jego dotyczyła największa troska. Nigdy nie “wpadłem w rolę”
księdza, jako taką! Nie byłem zbyt uduchowiony i moje życie modlitewne było
praktycznie żadne. Oczywiście wielu innych (parafian i braci księży) wierzyło, że
jest zupełnie odwrotnie. Nikomu nie ujawniałem tych aspektów problemu.
Byłem bardzo zdziwiony podczas mojego Sądu, że Jezus nie wziął pod uwagę ilości
głosów dotyczących mojej popularności. Był tylko On i ja, i On znał mnie lepiej, niż
tysiące innych ludzi.
Zdałem sobie wtedy sprawę, że trzeba było tylko Jemu sprawiać przyjemność, a
moja troska sprawiania przyjemności (lub próby zadowolenia), która dotyczyła
niezliczonej liczby innych, była kompletną stratą czasu i energii.
Teraz próbuję być lepszym księdzem, niż poprzednio. Dziękuję Panu Bogu i Jego
świętej Matce nieustannie za danie mi jeszcze jednej szansy. Próbuję skupić się na
tylko jednej rzeczy, która się liczy i którą prawie straciłem na wieczność – na
szansie dostania się do nieba i bycia z Panem Bogiem, Aniołami i Świętymi na
zawsze!
A teraz na wstępie moich dalszych uwag chciałbym zwrócić się do tych, których
one dotyczą. Kocham was jako moich braci i siostry w Chrystusie. To, co powiem,
nie znaczy, że też nie poniosłem winy za te czyny, intencje lub zaniechania, raczej
wskazuje to na błędy, które także obecnie są popełniane w Kościele Chrystusa
przez duszpasterzy i Jego naśladowców.
Widzę wiele spraw, o których trzeba dzisiaj mówić i mogę w prawdzie powiedzieć,
że zawdzięczam moją ekspertyzę faktowi, że byłem sądzony przez Boga
Wszechmogącego i zostałem uratowany przez Jego Boże Miłosierdzie. To, co
następuje, to część druga i najważniejsza część mojego doświadczenia, którą
adresuję do kościoła katolickiego całego świata.
WAGA SPOWIEDZI
Pierwsza sprawa, która wymaga uwagi na całym świecie, to sprawa spowiedzi.
Trzeba tylko zajść do Kościoła w weekend, żeby zobaczyć upadek i załamanie się
tego wspaniałego sakramentu, który został ustanowiony przez samego Chrystusa.
Jezus ustanowił ten sakrament po swoim Zmartwychwstaniu, kiedy po raz
pierwszy ukazał się Apostołom.
Pierwszymi słowami, które wypowiedział po wejściu przez zamknięte drzwi
Wieczernika były słowa: “Pokój wam!” Po czym dodał: “Jak Ojciec Mnie posłał, tak
i Ja was posyłam.” I kiedy to powiedział ogarnął ich swoim oddechem i rzekł:
“Przyjmijcie Ducha Świętego. Komu odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a
komu zatrzymacie, są im zatrzymane” (Jan 20:21-22).
To dlatego spowiedź (czyli Sakrament Pojednania) ma miejsce i dlatego księża
mają władzę odpuszczania i zatrzymywania grzechów.
Więc, gdzie tkwi problem? Problem jest w tym, że coraz mniej ludzi ma poczucie
winy i w konsekwencji czują, że nie grzeszą. Jeżeli nie czuje się żadnej winy – nie
ma potrzeby iśd do spowiedzi. Odczuwa się (w jego lub jej umyśle), że się nie
grzeszyło.
Więc skąd się bierze w społeczeństwie to wyobrażenie? Winię za to w ogromnej
części psychologów i psychiatrów, którzy mówią ludziom (czasem nawet
publicznie), że nie muszą czuć się winni, co do tego, czy tamtego, powinni obwiniać
swoich rodziców za wychowanie w taki, a nie inny sposób, albo złożyć winę na
okoliczności, które wpłynęły na problem, z którym pacjent się boryka – zadanie lub
rozwiązanie, to kompletne wykorzenienie poczucia winy osoby. To jeden z
największych fenomenów, który wpłynął na upadek spowiedzi w dzisiejszych
czasach.
Innym powodem tego upadku jest to, że “niektórzy” księża, może nawet w
dobrej intencji mówią penitentowi, że on czy ona nie musi uczęszczać do
spowiedzi “często”, a następnie, kiedy penitent wymienia grzechy, spowiednik jest
szybki w stwierdzeniu, że to czy tamto nie jest grzeszne, ale jest rezultatem
napięcia, niepokoju lub przemęczenia.
W konsekwencji penitent czuje lub myśli, że większość jego lub jej grzechów nie
jest w ogóle grzechami, ale po prostu ludzką słabością, wynikającą z jakiejś
fizycznej nienormalności lub fenomenu.
Większość katolików pozbawionych jest wyboru, co do spowiedników. Niektórzy
idą do innej parafii, gdzie ksiądz jest bardziej tradycyjny w podejściu do
penitentów.
Ale niektórzy czują, że nie powinni opuszczać granicy parafii, żeby uzyskać pokój
umysłu i sumienia, którego z taką determinacją poszukują. Rezultatem tych
kontaktów jest utrata u ludzi poczucia, że powinni iść do spowiedzi. Czują w
dodatku, że spowiednik nie jest tak wyrozumiały i współczujący, jak zwykli być
księża dawnej.
Dzisiaj jedną z wielkich niegodziwości kapłaństwa jest niekontrolowane
rozpasanie we wszystkich częściach Stanów Zjednoczonych i głoszenie przez księży
swoich opinii dotyczących spraw Doktryny Katolickiej. Księża czasami zapominają,
że są wyświęcani, jako reprezentanci Kościoła i w związku z tym powinni głosić to,
czego Kościół naucza.
Jeżeli ksiądz chce wygłosić swoją własną opinię na temat, który jest ściśle
zdefiniowany przez Magisterium Kościoła, wówczas powinien zdjąć swoją
koloratkę i powiedzieć tym, do których się zwraca, że to, co powie to jest jego
opinia dotycząca danej sprawy. Dotyczy to zarówno praktyki spowiedzi jak i
ambony. Księża są wyświęcani na duchownych Kościoła!
Jednym z wielkich zaniedbań w życiu parafii przez ostatnie 25 lat jest fakt, że
księża nie wspominają, nie wskazują w swoich naukach i homiliach na istnienie
“piekła” i “wiecznego potępienia”. Więc, jeżeli jest to faktem, a jest, wówczas nie
ma u parafianina poczucia, że musi iść do spowiedzi.
Nie chcemy niepokoić parafian! A w szczególności nie chcemy niepokoić bogatych
parafian, którzy wypisują pokaźne czeki dla parafii i są “dobrymi dawcami”. W
konsekwencji to, co podkreśla się w kazaniach, to pokój, miłość i radość – te
oczywiście nikogo nie zaniepokoją i w konsekwencji ksiądz miał “dobre” kazanie
tego weekendu!
I tutaj znowu, jeżeli nie ma poczucia winy, to nie ma grzechu, więc dlaczego
parafianin miałby iść do spowiedzi? W rzeczywistości chodzi o to, że Ojciec chce
być “popularny”. Chce, żeby ludzie opuszczający jego parafię dobrze się czuli i chce
przede wszystkim od ludzi opuszczających Kościół usłyszeć: “Ojcze, wygłosiłeś
fantastyczne kazanie!”
Następną sprawą, dotyczącą nieszczęść dzisiejszego Kościoła, którą trzeba się zająć
w naszej dyskusji, jest sprawa modlenia się i nie modlenia się! Obowiązkowo “ta”
parafia jest tą, która posiada biuletyn parafialny, informujący nas o wszystkich
organizacjach, które mogą nas uzdrawiać i generalnie zaspokajać wszystkie
zainteresowania i problemy, z którymi ktoś ma do czynienia.
Są to organizacje dla ostatnio rozwiedzionych lub owdowiałych, dla samotnych,
rodziców itp., i jest faktem, że większość tych organizacji, to nic innego jak
organizacje “społeczne”, gdzie człowiek (on czy ona) może poczuć, że otrzyma tu
pomoc, bo inni też borykają się z podobnymi sytuacjami.
CO SIĘ STAŁO Z MODLITWĄ
Co się stało z modlitwą? Od czasu Soboru Watykańskiego II, który źle
interpretowano i rozumiano, wiele nabożeństw paraliturgicznych przesadnie i
niemądrze usunięto z parafii na całym świecie – według dowolności księdza!
Wigilie modlitewne takie jak nowenny, Godziny święte, błogosławieństwa i nawet
Nieustająca Adoracja Najświętszego Sakramentu, usunięto już jakiś czas temu z
działalności parafii.
Wygląda na to, że głosimy, iż “Modlitwa jest bezużyteczna, więc jako lekarstwo na
rozwiązanie problematycznych sytuacji wprowadzimy organizacje!” Modlitwa była
“potrzebna” w przeszłości, dlaczego nie obecnie? Możliwe, że jest inny powód
zaniedbania sytuacji modlitewnej.
Nabożeństwa wymagają “CZASU”, a ksiądz nie chce, żeby parafianin myślał, że on,
ksiądz, ma go zbyt wiele. Nabożeństwo modlitewne może zabrać księdzu czas na
oglądanie TV albo wyjście na zewnątrz dla relaksu z przyjaciółmi, z parafianami lub
z innymi księżmi.
“Oznaką”, w którą jest ubranych wielu księży, jest “szyld”, który mówi parafianom:
“JESTEM ZMĘCZONY I PROSZĘ, WIĘC NIE PROSID MNIE O ZROBIENIE NICZEGO
WIĘCEJ!” W konsekwencji ksiądz w parafii ma coraz więcej i więcej czasu na
nierobienie niczego.
OGAŁACANIE KOŚCIOŁA
Innym wymiarem, gdzie zauważamy kompletny upadek tradycyjnej duchowości
jest to, co się dzieje i to, co się stało we wnętrzu wielu kościołów. W imię
“EKUMENIZMU, KTÓRY JEST DZIEŁEM SZATANA” zrobiono wiele dla ogołocenia
nas z naszej wiary katolickiej i pomniejszenia nas w stosunku do tego, kim
mieliśmy być poprzez chrzest.
Wiele kościołów nie ma obecnie klęczników – odpowiednie są siedzenia teatralne!
Nie ma Drogi Krzyżowej, figur, nie ma świateł lub świec do czuwania, nie ma
Krucyfiksu (może jest krzyż, ale nie krucyfiks).
W centrum sanktuarium “prezydencki fotel” zastąpił Tabernakulum. Ksiądz jest
teraz w centrum uwagi, a nie jakieś nieokreślone miejsce, które zawiera “opłatki
chleba”. Tabernakulum jest usunięte z widoku “na bok”, albo nieszczęśliwie w
innym pomieszczeniu kościoła, ale definitywnie z widoku!
Zachowania więc “wierzących” są odpowiednie do atmosfery lub jej braku,
wewnątrz kościoła. Zamiast przyklęknięcia przed Najświętszym Sakramentem,
ksiądz lub parafianie lekko się kłaniają. Parafian zachęca się lub zmusza, żeby stali
podczas konsekracji. Klękanie jest takie niemodne, czyż nie wiecie?
Obserwuje się też jak parafianie ubierają się na Mszę obecnie: niedbale, a nawet
niechlujnie!
Trzeba także wspomnieć, że bardziej wybredne parafie mają także świeckich
“duchownych”, których wyznacza się do robienia prawie wszystkiego w parafii,
oprócz odprawiania Mszy św., słuchania spowiedzi, udzielania sakramentu
małżeństwa lub pochówku.
Wiem o pewnej parafii w stanie Washington, gdzie proboszcz zatrudnia świecką
kobietę do wygłaszania kazań w czasie Mszy niedzielnych przez trzy weekendy na
cztery.
A w niektórych parafiach ksiądz siedzi na fotelu w czasie Komunii, podczas gdy
specjalny “duchowny” świecki rozdaje Komunię św. pod obydwoma postaciami.
To jest zabronione! Wydaje się, że im mniej ksiądz ma do zrobienia, tym lepiej!
W latach 50-tych słyszało się stwierdzenie, że nie ma większego braterstwa niż
braterstwo księży. W owym czasie to stwierdzenie było prawdopodobnie
prawdziwe i ukazywało, jakie było miejsce księży i co znaczyli jeden dla drugiego.
Ale wszystko się zmieniło i mamy całkiem inną rzeczywistość. Księża obecnie, już
tak nie wspierają swoich współbraci księży.
W pewnej diecezji w Stanach Zjednoczonych i podejrzewam, że to samo dotyczy w
pewnym stopniu każdej diecezji na świecie, istnieją generalnie dwa sposoby
patrzenia na współbrata księdza.
. Jeden taki, że Ojciec wykonuje wspaniałą pracę i naprawdę się stara i jego
współbracia księża mówią:, „Co on chce udowodnić?”
. Drugi: Ojciec mógł popełnić mały lub wielki błąd, a jego współbracia księża
mówią: “Popatrz, mówiłem ci, czego można się spodziewać po kimś takim?”
To bardzo smutne – mówiąc delikatnie! I wówczas, dokąd ksiądz ma się
zwrócić po pomoc?
Gdy ksiądz udaje się do księdza, czy to po pomoc duchową, czy inną, zaproszenie
będzie następujące: “poczęstuj się drinkiem” lub zejdzie na dyskusję o “drużynie
piłki nożnej, czy ręcznej” i ich wynikach. Przede wszystkim, jeżeli dwóch księży
spotka się razem nie powinni rozmawiać o sprawach kościelnych, powinni cieszyć
się grą w golfa lub obiadem na zewnątrz i nie czynić sytuacji jakąś sesją
konsultacyjną.
Ale jak na ironię, mamy w naszej diecezji dalej księży, o których się mówi “ksiądz
księży”. Inni księża postrzegają tych ludzi, jako świętych i utalentowanych i takich,
do których księża mający trudności mogą się we wszystkim zwrócić.
Ostatnią bolesną sprawą są lekcje religii. Przynajmniej od początku lat 70-tych
nasze książki do religii pozbawione są Doktryny i Dogmatów Katolickich.
Widziałem książki do religii do nauczania dla początkujących, gdzie na jednej
stronie była postać uśmiechniętego Jezusa, a na drugiej napis tłustym drukiem,
który mówił: “JEZUS CIEBIE KOCHA!”
OTO, CZEGO SĄ UCZONE NASZE DZIECI PRZEZ WSZYSTKIE TE POPRZEDNIE LATA.
1. Pozbawiono je nauczania przykazań, praw Kościoła, grzechów
śmiertelnych i powszednich i różnic między nimi. Pozbawiono je nauczania
tego, jak się dobrze spowiadać poprzez dobre przeegzaminowanie
swojego sumienia.
2. Pozbawiono je nauczania o tym, czym jest Prawdziwa Obecność Jezusa w
Najświętszym Sakramencie, co prawdopodobnie jest przyczyną
zmniejszenia się wiary.
3. Widzą u starszych skrajnie niedbałe przyjmowanie Komunii świętej na
stojąco, i o zgrozo na rękę, co pogłębia dylemat w ich rozwoju duchowym.
Wielu rodziców nie chodzi do spowiedzi, więc ich dzieci też nie chodzą. I wielu
rodziców nawet nie zachęca już dzieci, żeby poszły czy to do spowiedzi, czy na
lekcje religii. Rodzice przede wszystkim chcą, żeby ich dzieci ich kochały. W
konsekwencji nie zmuszają swoich dzieci do robienia niczego, czego one nie chcą
robić!
Listę tych potworności można by mnożyć, ale już to wszystko daje księdzu, czy
osobie świeckiej pojęcie, w jakim kierunku Kościół zmierza. Dokąd nas to
wszystko zaprowadzi?
Nie jestem prorokiem, ale wiem, że z całą pewnością nie jest to; to, co Nasz Pan
chciałby, żeby Kościół robił, albo czym był! Czy za późno na zmianę? Powtarzam
ponownie to, co Jezus zawsze mówi i mówił nam, że nigdy nie jest za późno na
zmianę.
Jezus zawsze podkreśla, że powinniśmy wykorzystać Jego Miłosierdzie, dopóki
możemy, ponieważ kiedy przyjdzie, jako Sędzia Sprawiedliwy, wtedy będzie już
dla nas za późno na Jego Miłosierdzie! On jest cierpliwy, On jest miłosierny i On
jest kochający!
Ks. Stephen Scheier
Proboszcz parafii rzymsko-katolickiej pod wezwaniem Najświętszego Imienia w Bushton, Kansas, USA
MODLITWA ZA KAPŁANÓW PRZEKAZANA PRZEZ JEZUSA GABRIELI BOSSIE
Żyj całkowicie w królestwie twego wnętrza. Mów zawsze: ‘O MÓJ JEZU UMIŁOWANY,
NAJWYŻSZY KAPŁANIE, ZMIŁUJ SIĘ NAD TWYMI BRAĆMI KAPŁANAMI’”.
Filed under:
Cuda,
Szatan Tagged:
Diabeł,
Piekło,
Szatan,
świadectwo księdza