Quantcast
Channel: Cuda – Dziecko Królowej Pokoju
Viewing all 202 articles
Browse latest View live

Figura Matki Bożej w Chorwacji płacze

$
0
0

Film stacji RTL z miejsca krwawienia figury

Proszę samym tłumaczyć translatorem żeby nie było że się wymądrzam.

Na Gospinom kipu u Dragotinskom svetištu u blizini Đakova se tijekom jučerašnje mise prvo pojavile suze, nakon čega se pojavila krv. Župni svečenik je tijekom jučerašnjeg dana brisao suze kojem su svedočili brojni vjernici.

Zanimljivo je primjetio jedan mještanin Dragotina da je jučerašnju misu prije događaja popratilo puno više vjernika nego inače, nakon čega se dogodilo čudo. Crkva je posvećena Gospi Dragotinskoj u župi Našašća Svetog Križa iz Trnave, Đakovački dekanat Đakovačke i srijemske biskupije. Komentar župnika Darka Tvrdojevića za sada nismo uspjeli dobiti.

Źródło: http://djakovo-danas.com/Aktualno/gospa-u-dragotinu-u-krvavim-suzama.html


Filed under: Cuda Tagged: Maryja płacze, łzy krwawe

Piękne świadectwo ks.Cieleckiego – Matko jesteś tutaj

“Milion dzieci modli się na różańcu”

$
0
0

„Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im; do takich bowiem należy królestwo Boże” (Mk 10,14-16).

Piękna inicjatywa , proszę o rozpropagowanie jej w śród znajomych, nauczycieli, po szkołach . Jest jeszcze 2 dni czasu. Walczmy modlitwa o pokój na świecie. Rodzice niech poproszą nauczycieli aby w danej szkole dzieci mogły się włączyć w tą akcję modlitewną o pokój. Przedstawcie że jest to organizowane na całym świecie.

Dzieci w każdym wieku i na całym świecie włączają się  w czwartek 18 Października o godz. 9.00 czasu lokalnego do modlitwy przerywając naukę w  klasie. Dzieci jednoczą się w modlitwie na całym świecie o jedność i pokój na świecie.

Katolicka  agencja  ACN” oraz Międzynarodowe dzieło pomocy „Kościół w Potrzebie” wzywa do uczestnictwa w akcji “jeden milion dzieci modli się na różańcu”.  Inicjatorzy akcji oparli się na  użytych przez świętego Ojca PIO słowach, które brzmią: “. Jeśli milion dzieci modli się na różańcu, świat się na pewno zmieni” . Jan Paweł II wielokrotnie odnosił się do różańca jako środka do światowego pokoju. W myśl tych słów od 2008 roku organizowana jest międzynarodowa akcja “Milion dzieci”, w której mali mieszkańcy całego świata w tym samym dniu o tej samej godzinie modlą się na różańcu o pokój na świecie i wolność dla swoich rówieśników. Modlitwa prowadzona jest na placach, ulicach, w szkołach, przedszkolach, szpitalach, sierocińcach i domach prywatnych.Wsłuchani w głos Matki Bożej Fatimskiej, mówiącej że tylko różaniec może zmienić świat,  dnia 18 października o godzinie 9:00 rano, złączmy się we wspólnej modlitwie różańcowej z dziećmi świata, zanosząc Bogu prośby o pokój i wolność dla naszych rówieśników. Zapraszamy do współpracy katechetów i uczniów, młodzież katolicką, dzieci i ich rodziców

Módlmy się, aby jak najwięcej szkół włączyło się w tą inicjatywę.

http://www.kath.net


Filed under: Apel, Cuda, Film, KOMUNIKATY, Kościół, Patriotyzm, Prośba o modlitwę, Różaniec, Świat innymi oczami Tagged: Milion dzieci modli się na różańcu

TWÓJ WYROK TO PIEKŁO !

$
0
0

Historia prawdziwa

SŁOWO WSTĘPNE

 

18 października 1985 r. jest dniem, który będę pamiętał do końca moich dni.

Byłem w tym czasie księdzem diecezjalnym w diecezji Wichita i mieszkałem w

małym miasteczku o nazwie Fredonia, w południowym Kansas. Byłem

proboszczem parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa. Tego dnia zdecydowałem

się pojechać do Wichita, Kansas, około 86 mil, aby poradzić się, co do pewnego

problemu w parafii moich współbraci księży. Tego dnia ani wieczora nie byłem z

nikim umówiony, a wyjazd do Wichita miałby być pierwszym od chwili mojego

pobytu we Fredonii.

 

WYPADEK

 

Do Wichita miałem podróżować autostradą stanową, zwaną Highway’em 96.

Autostrada ta nie miała poboczy, była bardzo pagórkowata i przebiegała przez

Wzgórza Flint (Flint Hills). Mijało się tu wiele wielkich ciężarówek, tirów oraz

mniejszych samochodów ciężarowych.

 

Mówiąc oględnie autostrada była niebezpieczna. Pamiętam, jak wracałem późnym

popołudniem z Wichita i to było ostatnią rzeczą, którą pamiętam. Miałem

wypadek – zderzenie czołowe z wielką ciężarówką z Hutchinson, Kansas. Były w

niej trzy osoby. Dzięki Bogu nikt nie zginął w tym wypadku!

 

W rezultacie kolizji, wyrzuciło mnie z samochodu (wówczas nie miałem zapiętego

pasa), po czym wylądowałem na ziemi koło mojego samochodu. W tym momencie

doznałem wielkiego wstrząsu mózgu i skóra z prawej części głowy została zdarta z

czaszki. To tyle, co pamiętam i więcej już klarownie niczego nie pamiętam.

 

NIE MA NADZIEI NA PRZEŻYCIE

 

Za mną podróżowała tą samą autostradą pielęgniarka Mennonitów z Frontenac w

Kansas, która się zatrzymała i została przy mnie, dopóki nie przybył ambulans i nie

zabrał mnie. Dzięki jej rozeznaniu stwierdzono, że mam złamaną szyję. Ona

poinformowała kierowców ambulansu, żeby postępowali ze mną odpowiednio

według jej rozeznania. Gdyby moja szyja uległa przekręceniu w którąś stronę na

miejscu wypadku, umarłbym na skutek uduszenia.

 

Dowiedziałem się potem, że cierpiałem na złamanie kręgu szyjnego C2, co określa

się jako “złamanie powieszonego”, ponieważ dochodzi do niego przez powieszenie

na szyi. Ambulans zabrał mnie do pobliskiego miasteczka, zwanego Eureka, które

ma mały szpital. Dyżurny doktor przyszył mi oderwaną skórę i gdy się zorientował,

 

 

że nic więcej nie może już zrobić, zawezwał helikopter medyczny ze szpitala

Wesley w Wichita, żeby mnie zabrał. Po starcie helikoptera z Eureki doktor

powiedział do swojej siostry, która była pielęgniarką, że nie spodziewa się, żebym

przetrzymał podróż, między Eureką a Wichita, co nie było dużą odległością.

 

Po przybyciu do Wichita helikopter wylądował na dachu szpitala Weley i zabrano

mnie do Centrum operacyjnego. Udzielono mi tam pomocy i następnie

umieszczono w głównej części szpitala na Wydziale Intensywnej Terapii. Byłem

kilka przecznic od mojego domu w Wichita, więc moja mama, która jeszcze żyła w

tym czasie, przyszła do mnie do szpitala tego wieczora i została ze mną.

 

Zostałem skierowany do neurochirurga, pracującego w szpitalu, który miał swoją

praktykę prywatną w Wichita i on leczył mnie stosownie do urazów, których

doznałem. Nie było potrzeby operacji połączenia (fuzji). Zostałem położony na

wyciągu i umieszczono mnie w czymś, co określa się technicznym terminem “halo”

– w szyjno-piersiowym przyrządzie ortopedycznym.

 

To urządzenie ortopedyczne jest używane w wielu urazach szyjnych. “Halo”

obejmował moją głowę przy pomocy czterech śrub (dwie z przodu i dwie z tyłu),

wkręconych w moją czaszkę, tak, żebym nie mógł ruszyć moją szyją w żadną

stronę. To urządzenie było przymocowane do “kamizelki”, której także nie można

było ruszyć.

 

Te dwa urządzenia miałem na sobie przez okres prawie ośmiu miesięcy. Pamiętam

jednego razu, podczas wizyty lekarzy w szpitalu, jedna śruba wydostała się z

głowy. Nigdy przedtem ani potem nie czułem takiego bólu. Widocznie razem z tym

ortopedycznym urządzeniem znajdowałem się na wyciągu, żeby kości mogły się

połączyć i kontynuować proces zdrowienia. Nie pamiętam tej procedury.

 

Doktorzy powiedzieli, że skoro przeżyłem wypadek, spodziewali się, że będę leżał

na plecach patrząc w sufit, sparaliżowany od szyi w dół do końca mojego życia.

Widocznie Pan Bóg miał inne plany!

 

MODLITWA WIERNYCH

 

Wieczorem tego dnia, kiedy był wypadek, do szpitala zadzwonił ktoś z parafii

Najświętszego Serca we Fredonii z pytaniem do pielęgniarki na moim piętrze, o

mój stan. Osoba otrzymała odpowiedź od pielęgniarki dyżurnej, że lekarze dają 15

procent szans na przeżycie. Sprawa wyglądała poważnie.

 

Później się dowiedziałem, że tego wieczoru, po wypadku, drzwi kościoła

Najświętszego Serca otworzono, żeby ludzie mogli się za mnie modlić. Inny kościół

 

 

chrześcijański i kościół Metodystów we Fredonii także otworzyły swoje drzwi, żeby

ludzie mogli się za mnie modlić. Pastor z kościoła Zjednoczonych w Bogu

(Assembly of God) powiedział mi później, że modlił się za mnie całą noc.

 

Także Mennonici się za mnie modlili. Tak więc miałem duże modlitewne

wsparcie. Później usłyszałem, że moja parafia odmawiała Różaniec św. dwa razy

dziennie: rano i potem znowu wieczorem.

 

Pod koniec mojej kuracji w szpitalu mój neurochirurg skierował mnie do Kliniki

Psychologicznej na terapię zwaną Syndromem Wstrząsu Mózgu (Concussive Head

Syndrome). Byłem wdzięczny za tę niezbędną terapię. Nie mogłem znieść

większych emocjonalnych urazów, a nawet jakichkolwiek bardzo słabych

dźwięków. Dobrze było mówić o tym z osobą, która miało się wrażenie, że rozumie

przez co przechodziłem i czego potrzebowałem.

 

2 grudnia 1985 r. wypisano mnie ze szpitala i poszedłem do domu, gdzie

próbowałem odzyskać zdrowie, jak mogłem najlepiej, przy mojej mamie i

młodszym bracie, który mieszkał niedaleko w Wichita. Drugi mój brat był akurat na

przepustce z Marynarki Wojennej, więc był w domu dzień i noc – na moje

szczęście.

 

Mój doktor poinformował mnie, że zdrowieję w rekordowym tempie po moim

wypadku i że w swoim sprawozdaniu nie może użyć słowa “cud”, ale, że każdy, kto

je będzie czytał, wyciągnie sam taki wniosek.

 

Mój biskup diecezji Wichita pozostawił wolne miejsce proboszcza w parafii we

Fredonii, stałego proboszcza. Wysłano tam księdza na sprawowanie liturgii w

weekendy, tam i w Neodesha, dopóki w pełnie nie wyzdrowieję. W maju 1986 r.

zostałem z powrotem skierowany do parafii we Fredonii.

 

Pamiętam, że musiałem załatwić kupno innego samochodu i następnie udać się w

podróż powrotną do mojej parafii tą samą autostradą. Cieszę się, że musiałem to

wykonać, choć pamiętam, że było to bardzo trudne doświadczenie w tamtym

czasie. Jechałem już przedtem do parafii w kwietniu tego roku na Pierwszą

Komunię Św.

 

Wziął mnie ze sobą inny ksiądz z diecezji w ten weekend, na to szczególne

wydarzenie. Bardzo dobrze potraktowano mnie w parafii Najświętszego Serca

Pana Jezusa po moim powrocie, a także w miasteczku Fredonia. Parafianie z

pośpiechem opowiadali mi o tym, jak się o mnie martwili i modlili o moje zdrowie i

mój powrót.

 

 

Mieszkaocy Fredonii z Kansas, a szczególnie parafia Najświętszego Serca są

katolikami bojaźni Bożej, którzy bardzo poważnie traktują swoją religię. Kiedy

wróciłem, zauważyłem, że nie wymagają dużo ode mnie ze względu na mój

poprzedni stan. Bardzo to doceniałem i starałem się jak najlepiej służyć tej parafii,

a także parafii św. Ignacego w Neodesha.

 

Pewnego dnia, niedługo po powrocie do parafii, odprawiałem Mszę św.

poranną, do czego byłem przyzwyczajony, kiedy wydarzyło się nadzwyczajne

nadprzyrodzone zjawisko. Miałem zamiar przeczytać fragment Ewangelii na ten

dzień, fragment, który słyszymy wiele razy w ciągu lat. Jest on z Ewangelii św.

Łukasza.

 

Dokładnie Łukasz 13:6-9 i brzmi jak następuje: “I opowiedział im następującą

przypowieśd: «Pewien człowiek miał drzewo figowe zasadzone w swojej winnicy;

przyszedł i szukał na nim owoców, ale nie znalazł. Rzekł więc do ogrodnika: “Oto

już trzy lata, odkąd przychodzę i szukam owocu na tym drzewie figowym, a nie

znajduję. Wytnij je: po co jeszcze ziemię wyjaławia?” Lecz on mu odpowiedział:

“Panie, jeszcze na ten rok je pozostaw; ja okopię je i obłożę nawozem; może wyda

owoc. A jeśli nie, w przyszłości możesz je wyciąć”».”

 

Kiedy czytałem ten fragment Ewangelii, było to tak, jak gdybym przypomniał

sobie fragment rozmowy. Oprócz tego sama strona z Księgi Lekcji zaczęła

świecić, powiększyła się i wyszła z Księgi w moim kierunku. Musiałem skończyć

Mszę tak normalnie, jak to było możliwe i kiedy skończyłem, poszedłem na

plebanię, usiadłem w moim fotelu przy czterech filiżankach kawy i próbowałem

sobie przypomnieć, dlaczego właśnie ta nauka z Ewangelii poruszyła tyle

poprzednich wspomnień i wspomnień dotyczących czego?

 

OŚWIECENIE

 

Nie trwało to zbyt długo, gdy wszystko zaczęło z powrotem do mnie wracać. Zaraz

po wypadku – oto, co się wydarzyło. Znalazłem się przed Tronem Sądu! Jezus

Chrystus był Sędzią. Nie widziałem Go, tylko Go słyszałem. To, co miało miejsce –

było natychmiastowe w stosunku do tego, co się rozumie, jako “nasz czas”.

 

Przeszedł On *Pan Jezus+ przez całe moje życie i obwinił mnie o grzechy popełnione

i grzechy zaniechania, z których się nie wyspowiadałem i w związku z tym są nie

przebaczonymi i nie odżałowanymi grzechami. Przy każdej winie mówiłem: “Tak

Panie!” Planowałem, że kiedy to nastąpi, będę miał różne rodzaje tłumaczeń dla

Pana Boga.

 

 

Na przykład: “Otóż Panie, Ty wiesz, ona była bardzo napastliwą kobietą i można

było stracić przy niej łatwo cierpliwość za każdym razem. Otóż, gdy się rozmawia z

osobową prawdą nie ma żadnego tłumaczenia; wszystko, co się mówi, to: “Tak,

Panie!”

 

MATKO – JEST TWÓJ

 

Pan Jezus kończąc sąd powiedział do mnie: “Twój wyrok to piekło!” Znowu

przytaknąłem: “Tak Panie, wiem!” Był to jedyny logiczny wniosek, który mógł

wyciągnąć. To nie było dla mnie szokiem! To było tak, jak gdyby honorował mój

wybór, moją decyzję. Ja wybrałem mój wyrok, a On po prostu godził się z moim

wyborem.

 

Po tym, jak to powiedział, usłyszałem głos kobiecy: “Synu, czy uratowałbyś jego

życie i jego nieśmiertelną duszę?” Pan odpowiedział: Matko, on był kapłanem

przez 12 lat nie dla siebie, ani dla mnie; niech cierpi karę, na jaką zasłużył!” W

odpowiedzi Ona powiedziała:, „Ale Synu, gdybyśmy tak udzielili mu specjalnych

łask i siły i wtedy zobaczymy, czy zrodzi owoce. Jeżeli nie, niech Twoja wola się

spełni!”

 

Tu nastąpiła krótka przerwa i wtedy usłyszałem Jego mówiącego: “Matko, jest

Twój!” Należałem do niej podwójnie: naturalnie i nadprzyrodzenie teraz przez

poprzednie 12 lat. Nie wierzę, że mógłbym istnieć bez Niej przez ten okres czasu,

kiedy była nieobecna w moim życiu i moim życiu duchowym.

 

PAN JEZUS ZWRÓCIŁ MOJĄ UWAGĘ

 

Wiele osób powie: “Ależ Ojcze, ty musiałeś mieć specjalne nabożeństwo do

Najświętszej Marii Panny, zanim to się wydarzyło. Nic dziwnego, że się za tobą

wstawiła.” Na to muszę odpowiedzieć “nie”! To świadczy przeciwko mnie, jako

księdzu, ale muszę powiedzieć, że jeżeli chodzi o moją wiarę w anioły, świętych,

Najświętszą Marię Pannę wierzę – tak, ale moim rozumem – intelektem

umysłowym, ale nie moim sercem – wiedzą serca. Aniołowie i święci byli dla mnie

postaciami wyobraźni. Wierzyłem w nie, ale one nie były realne!

 

Poprzez ten wypadek, odkryłem jakże są one realne! Pan Bóg musiał złamać mi

szyję, żeby przyciągnąć moją uwagę! Trzeba pamiętać dzień śmierci Pana Jezusa

na Kalwarii. Maryja, Jego matka i Apostoł, którego miłował, Jan, byli pod krzyżem,

kiedy Jezus patrząc na nich z góry z miłością, powiedział: “Kobieto, oto syn Twój!

Synu, oto matka twoja!”

 

 

To wtedy Jezus dał swojej matce nas wszystkich, Jej córki i synów, jako Jej dzieci.

Ona bierze to bardzo poważnie! Ona przyjdzie z pomocą każdemu i będzie się

wstawiała za niego lub nią, jak wstawiła się za mną. Nie byłem nikim specjalnym!

 

Od czasu wypadku nauczyłem się bardzo ważnej prawdy odnośnie Najświętszej

Marii Panny, Boga Ojca, Syna i Ducha Świętego. Cokolwiek Matka Najświętsza

chce, Bóg Ojciec, Syn i Duch Święty – nie mogą powiedzieć Jej “Nie”! Niemożliwe

jest to Jej odmówić!

 

Jeszcze o innej sprawie nauczyłem się od czasu wypadku, o dwóch powodach,

dla których moje życie fizyczne i duchowe zostało uratowane. Pierwszy powód to

ten, że piekło istnieje, a po drugie równie ważny jest fakt, że księża też mogą

bardzo szybko dostać się do piekła!

 

Wielu ludzi w dzisiejszych czasach odrzuca fakt, że Pan Bóg jest samą

sprawiedliwością. Źle sądzą, że Pan Bóg jest miłością i że nie ukarze nikogo na

wieczność. To jest kłamstwo! Wszyscy musimy przestrzegać przykazań Bożych i

korzystać z Sakramentu Pojednania, żeby nasze grzechy zostały nam przebaczone.

Jeżeli uważamy, że nie grzeszymy, to lepiej zróbmy bardziej szczegółową analizę

naszego sumienia.

 

Jedną z prawd, której się nauczyłem z tego mojego doświadczenia jest fakt, że Pan

Bóg nikogo nie wysyła do nieba lub piekła. My dokonujemy wyboru, my

podejmujemy tę decyzję; Pan po prostu honoruje i zatwierdza nasz wybór.

 

Musimy wrócić do rzeczywistości: to, że ksiądz ma białą koloratkę nie oznacza, że

ma zagwarantowane niebo. Jest dokładnie odwrotnie. Ksiądz będzie tak samo

rozliczony (nawet 1000 razy bardziej), jak osoby świeckie z przestrzegania

przykazań Bożych i musi być księdzem, który został wyświęcony po to, żeby był dla

ludzi i dla Jezusa Chrystusa.

 

Matka Boża mówiła wiele razy, żebyśmy się modlili za księży, a nie krytykowali.

Obecnie łatwiej niż kiedykolwiek, w czasach, w których żyjemy, krytykować księdza

lub biskupa, o których wiemy, że zeszli z ortodoksyjnego szlaku. Musimy

pamiętać, że Matka Boża nakazała nam modlić się za nich!

 

DOŚWIADCZENIE MNIE ODMIENIŁO

 

Pytano mnie wiele razy: “Jak to doświadczenie mnie odmieniło?” Nie jest możliwa

kompletna odpowiedź na to pytanie. Muszę powiedzieć, że jako ksiądz i proboszcz

przez te lata byłem pasterzem i proboszczem dla siebie. Ojciec Steve Scheier był na

 

 

pierwszym miejscu i jego dotyczyła największa troska. Nigdy nie “wpadłem w rolę”

księdza, jako taką! Nie byłem zbyt uduchowiony i moje życie modlitewne było

praktycznie żadne. Oczywiście wielu innych (parafian i braci księży) wierzyło, że

jest zupełnie odwrotnie. Nikomu nie ujawniałem tych aspektów problemu.

 

Byłem bardzo zdziwiony podczas mojego Sądu, że Jezus nie wziął pod uwagę ilości

głosów dotyczących mojej popularności. Był tylko On i ja, i On znał mnie lepiej, niż

tysiące innych ludzi.

 

Zdałem sobie wtedy sprawę, że trzeba było tylko Jemu sprawiać przyjemność, a

moja troska sprawiania przyjemności (lub próby zadowolenia), która dotyczyła

niezliczonej liczby innych, była kompletną stratą czasu i energii.

 

Teraz próbuję być lepszym księdzem, niż poprzednio. Dziękuję Panu Bogu i Jego

świętej Matce nieustannie za danie mi jeszcze jednej szansy. Próbuję skupić się na

tylko jednej rzeczy, która się liczy i którą prawie straciłem na wieczność – na

szansie dostania się do nieba i bycia z Panem Bogiem, Aniołami i Świętymi na

zawsze!

 

A teraz na wstępie moich dalszych uwag chciałbym zwrócić się do tych, których

one dotyczą. Kocham was jako moich braci i siostry w Chrystusie. To, co powiem,

nie znaczy, że też nie poniosłem winy za te czyny, intencje lub zaniechania, raczej

wskazuje to na błędy, które także obecnie są popełniane w Kościele Chrystusa

przez duszpasterzy i Jego naśladowców.

 

Widzę wiele spraw, o których trzeba dzisiaj mówić i mogę w prawdzie powiedzieć,

że zawdzięczam moją ekspertyzę faktowi, że byłem sądzony przez Boga

Wszechmogącego i zostałem uratowany przez Jego Boże Miłosierdzie. To, co

następuje, to część druga i najważniejsza część mojego doświadczenia, którą

adresuję do kościoła katolickiego całego świata.

 

WAGA SPOWIEDZI

 

Pierwsza sprawa, która wymaga uwagi na całym świecie, to sprawa spowiedzi.

Trzeba tylko zajść do Kościoła w weekend, żeby zobaczyć upadek i załamanie się

tego wspaniałego sakramentu, który został ustanowiony przez samego Chrystusa.

Jezus ustanowił ten sakrament po swoim Zmartwychwstaniu, kiedy po raz

pierwszy ukazał się Apostołom.

 

Pierwszymi słowami, które wypowiedział po wejściu przez zamknięte drzwi

Wieczernika były słowa: “Pokój wam!” Po czym dodał: “Jak Ojciec Mnie posłał, tak

i Ja was posyłam.” I kiedy to powiedział ogarnął ich swoim oddechem i rzekł:

 

 

“Przyjmijcie Ducha Świętego. Komu odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a

komu zatrzymacie, są im zatrzymane” (Jan 20:21-22).

 

To dlatego spowiedź (czyli Sakrament Pojednania) ma miejsce i dlatego księża

mają władzę odpuszczania i zatrzymywania grzechów.

 

Więc, gdzie tkwi problem? Problem jest w tym, że coraz mniej ludzi ma poczucie

winy i w konsekwencji czują, że nie grzeszą. Jeżeli nie czuje się żadnej winy – nie

ma potrzeby iśd do spowiedzi. Odczuwa się (w jego lub jej umyśle), że się nie

grzeszyło.

 

Więc skąd się bierze w społeczeństwie to wyobrażenie? Winię za to w ogromnej

części psychologów i psychiatrów, którzy mówią ludziom (czasem nawet

publicznie), że nie muszą czuć się winni, co do tego, czy tamtego, powinni obwiniać

swoich rodziców za wychowanie w taki, a nie inny sposób, albo złożyć winę na

okoliczności, które wpłynęły na problem, z którym pacjent się boryka – zadanie lub

rozwiązanie, to kompletne wykorzenienie poczucia winy osoby. To jeden z

największych fenomenów, który wpłynął na upadek spowiedzi w dzisiejszych

czasach.

 

Innym powodem tego upadku jest to, że “niektórzy” księża, może nawet w

dobrej intencji mówią penitentowi, że on czy ona nie musi uczęszczać do

spowiedzi “często”, a następnie, kiedy penitent wymienia grzechy, spowiednik jest

szybki w stwierdzeniu, że to czy tamto nie jest grzeszne, ale jest rezultatem

napięcia, niepokoju lub przemęczenia.

 

W konsekwencji penitent czuje lub myśli, że większość jego lub jej grzechów nie

jest w ogóle grzechami, ale po prostu ludzką słabością, wynikającą z jakiejś

fizycznej nienormalności lub fenomenu.

 

Większość katolików pozbawionych jest wyboru, co do spowiedników. Niektórzy

idą do innej parafii, gdzie ksiądz jest bardziej tradycyjny w podejściu do

penitentów.

 

Ale niektórzy czują, że nie powinni opuszczać granicy parafii, żeby uzyskać pokój

umysłu i sumienia, którego z taką determinacją poszukują. Rezultatem tych

kontaktów jest utrata u ludzi poczucia, że powinni iść do spowiedzi. Czują w

dodatku, że spowiednik nie jest tak wyrozumiały i współczujący, jak zwykli być

księża dawnej.

 

Dzisiaj jedną z wielkich niegodziwości kapłaństwa jest niekontrolowane

rozpasanie we wszystkich częściach Stanów Zjednoczonych i głoszenie przez księży

swoich opinii dotyczących spraw Doktryny Katolickiej. Księża czasami zapominają,

 

 

że są wyświęcani, jako reprezentanci Kościoła i w związku z tym powinni głosić to,

czego Kościół naucza.

 

Jeżeli ksiądz chce wygłosić swoją własną opinię na temat, który jest ściśle

zdefiniowany przez Magisterium Kościoła, wówczas powinien zdjąć swoją

koloratkę i powiedzieć tym, do których się zwraca, że to, co powie to jest jego

opinia dotycząca danej sprawy. Dotyczy to zarówno praktyki spowiedzi jak i

ambony. Księża są wyświęcani na duchownych Kościoła!

 

Jednym z wielkich zaniedbań w życiu parafii przez ostatnie 25 lat jest fakt, że

księża nie wspominają, nie wskazują w swoich naukach i homiliach na istnienie

“piekła” i “wiecznego potępienia”. Więc, jeżeli jest to faktem, a jest, wówczas nie

ma u parafianina poczucia, że musi iść do spowiedzi.

 

Nie chcemy niepokoić parafian! A w szczególności nie chcemy niepokoić bogatych

parafian, którzy wypisują pokaźne czeki dla parafii i są “dobrymi dawcami”. W

konsekwencji to, co podkreśla się w kazaniach, to pokój, miłość i radość – te

oczywiście nikogo nie zaniepokoją i w konsekwencji ksiądz miał “dobre” kazanie

tego weekendu!

 

I tutaj znowu, jeżeli nie ma poczucia winy, to nie ma grzechu, więc dlaczego

parafianin miałby iść do spowiedzi? W rzeczywistości chodzi o to, że Ojciec chce

być “popularny”. Chce, żeby ludzie opuszczający jego parafię dobrze się czuli i chce

przede wszystkim od ludzi opuszczających Kościół usłyszeć: “Ojcze, wygłosiłeś

fantastyczne kazanie!”

 

Następną sprawą, dotyczącą nieszczęść dzisiejszego Kościoła, którą trzeba się zająć

w naszej dyskusji, jest sprawa modlenia się i nie modlenia się! Obowiązkowo “ta”

parafia jest tą, która posiada biuletyn parafialny, informujący nas o wszystkich

organizacjach, które mogą nas uzdrawiać i generalnie zaspokajać wszystkie

zainteresowania i problemy, z którymi ktoś ma do czynienia.

 

Są to organizacje dla ostatnio rozwiedzionych lub owdowiałych, dla samotnych,

rodziców itp., i jest faktem, że większość tych organizacji, to nic innego jak

organizacje “społeczne”, gdzie człowiek (on czy ona) może poczuć, że otrzyma tu

pomoc, bo inni też borykają się z podobnymi sytuacjami.

 

CO SIĘ STAŁO Z MODLITWĄ

 

Co się stało z modlitwą? Od czasu Soboru Watykańskiego II, który źle

interpretowano i rozumiano, wiele nabożeństw paraliturgicznych przesadnie i

niemądrze usunięto z parafii na całym świecie – według dowolności księdza!

 

 

Wigilie modlitewne takie jak nowenny, Godziny święte, błogosławieństwa i nawet

Nieustająca Adoracja Najświętszego Sakramentu, usunięto już jakiś czas temu z

działalności parafii.

 

Wygląda na to, że głosimy, iż “Modlitwa jest bezużyteczna, więc jako lekarstwo na

rozwiązanie problematycznych sytuacji wprowadzimy organizacje!” Modlitwa była

“potrzebna” w przeszłości, dlaczego nie obecnie? Możliwe, że jest inny powód

zaniedbania sytuacji modlitewnej.

 

Nabożeństwa wymagają “CZASU”, a ksiądz nie chce, żeby parafianin myślał, że on,

ksiądz, ma go zbyt wiele. Nabożeństwo modlitewne może zabrać księdzu czas na

oglądanie TV albo wyjście na zewnątrz dla relaksu z przyjaciółmi, z parafianami lub

z innymi księżmi.

 

“Oznaką”, w którą jest ubranych wielu księży, jest “szyld”, który mówi parafianom:

“JESTEM ZMĘCZONY I PROSZĘ, WIĘC NIE PROSID MNIE O ZROBIENIE NICZEGO

WIĘCEJ!” W konsekwencji ksiądz w parafii ma coraz więcej i więcej czasu na

nierobienie niczego.

 

OGAŁACANIE KOŚCIOŁA

 

Innym wymiarem, gdzie zauważamy kompletny upadek tradycyjnej duchowości

jest to, co się dzieje i to, co się stało we wnętrzu wielu kościołów. W imię

“EKUMENIZMU, KTÓRY JEST DZIEŁEM SZATANA” zrobiono wiele dla ogołocenia

nas z naszej wiary katolickiej i pomniejszenia nas w stosunku do tego, kim

mieliśmy być poprzez chrzest.

 

Wiele kościołów nie ma obecnie klęczników – odpowiednie są siedzenia teatralne!

Nie ma Drogi Krzyżowej, figur, nie ma świateł lub świec do czuwania, nie ma

Krucyfiksu (może jest krzyż, ale nie krucyfiks).

 

W centrum sanktuarium “prezydencki fotel” zastąpił Tabernakulum. Ksiądz jest

teraz w centrum uwagi, a nie jakieś nieokreślone miejsce, które zawiera “opłatki

chleba”. Tabernakulum jest usunięte z widoku “na bok”, albo nieszczęśliwie w

innym pomieszczeniu kościoła, ale definitywnie z widoku!

 

Zachowania więc “wierzących” są odpowiednie do atmosfery lub jej braku,

wewnątrz kościoła. Zamiast przyklęknięcia przed Najświętszym Sakramentem,

ksiądz lub parafianie lekko się kłaniają. Parafian zachęca się lub zmusza, żeby stali

podczas konsekracji. Klękanie jest takie niemodne, czyż nie wiecie?

 

Obserwuje się też jak parafianie ubierają się na Mszę obecnie: niedbale, a nawet

niechlujnie!

 

 

Trzeba także wspomnieć, że bardziej wybredne parafie mają także świeckich

“duchownych”, których wyznacza się do robienia prawie wszystkiego w parafii,

oprócz odprawiania Mszy św., słuchania spowiedzi, udzielania sakramentu

małżeństwa lub pochówku.

 

Wiem o pewnej parafii w stanie Washington, gdzie proboszcz zatrudnia świecką

kobietę do wygłaszania kazań w czasie Mszy niedzielnych przez trzy weekendy na

cztery.

 

A w niektórych parafiach ksiądz siedzi na fotelu w czasie Komunii, podczas gdy

specjalny “duchowny” świecki rozdaje Komunię św. pod obydwoma postaciami.

To jest zabronione! Wydaje się, że im mniej ksiądz ma do zrobienia, tym lepiej!

 

W latach 50-tych słyszało się stwierdzenie, że nie ma większego braterstwa niż

braterstwo księży. W owym czasie to stwierdzenie było prawdopodobnie

prawdziwe i ukazywało, jakie było miejsce księży i co znaczyli jeden dla drugiego.

Ale wszystko się zmieniło i mamy całkiem inną rzeczywistość. Księża obecnie, już

tak nie wspierają swoich współbraci księży.

 

W pewnej diecezji w Stanach Zjednoczonych i podejrzewam, że to samo dotyczy w

pewnym stopniu każdej diecezji na świecie, istnieją generalnie dwa sposoby

patrzenia na współbrata księdza.

 

. Jeden taki, że Ojciec wykonuje wspaniałą pracę i naprawdę się stara i jego

współbracia księża mówią:, „Co on chce udowodnić?”

. Drugi: Ojciec mógł popełnić mały lub wielki błąd, a jego współbracia księża

mówią: “Popatrz, mówiłem ci, czego można się spodziewać po kimś takim?”

To bardzo smutne – mówiąc delikatnie! I wówczas, dokąd ksiądz ma się

zwrócić po pomoc?

 

 

Gdy ksiądz udaje się do księdza, czy to po pomoc duchową, czy inną, zaproszenie

będzie następujące: “poczęstuj się drinkiem” lub zejdzie na dyskusję o “drużynie

piłki nożnej, czy ręcznej” i ich wynikach. Przede wszystkim, jeżeli dwóch księży

spotka się razem nie powinni rozmawiać o sprawach kościelnych, powinni cieszyć

się grą w golfa lub obiadem na zewnątrz i nie czynić sytuacji jakąś sesją

konsultacyjną.

 

Ale jak na ironię, mamy w naszej diecezji dalej księży, o których się mówi “ksiądz

księży”. Inni księża postrzegają tych ludzi, jako świętych i utalentowanych i takich,

do których księża mający trudności mogą się we wszystkim zwrócić.

 

Ostatnią bolesną sprawą są lekcje religii. Przynajmniej od początku lat 70-tych

nasze książki do religii pozbawione są Doktryny i Dogmatów Katolickich.

 

 

Widziałem książki do religii do nauczania dla początkujących, gdzie na jednej

stronie była postać uśmiechniętego Jezusa, a na drugiej napis tłustym drukiem,

który mówił: “JEZUS CIEBIE KOCHA!”

 

OTO, CZEGO SĄ UCZONE NASZE DZIECI PRZEZ WSZYSTKIE TE POPRZEDNIE LATA.

 

1. Pozbawiono je nauczania przykazań, praw Kościoła, grzechów

śmiertelnych i powszednich i różnic między nimi. Pozbawiono je nauczania

tego, jak się dobrze spowiadać poprzez dobre przeegzaminowanie

swojego sumienia.

2. Pozbawiono je nauczania o tym, czym jest Prawdziwa Obecność Jezusa w

Najświętszym Sakramencie, co prawdopodobnie jest przyczyną

zmniejszenia się wiary.

3. Widzą u starszych skrajnie niedbałe przyjmowanie Komunii świętej na

stojąco, i o zgrozo na rękę, co pogłębia dylemat w ich rozwoju duchowym.

 

 

Wielu rodziców nie chodzi do spowiedzi, więc ich dzieci też nie chodzą. I wielu

rodziców nawet nie zachęca już dzieci, żeby poszły czy to do spowiedzi, czy na

lekcje religii. Rodzice przede wszystkim chcą, żeby ich dzieci ich kochały. W

konsekwencji nie zmuszają swoich dzieci do robienia niczego, czego one nie chcą

robić!

 

Listę tych potworności można by mnożyć, ale już to wszystko daje księdzu, czy

osobie świeckiej pojęcie, w jakim kierunku Kościół zmierza. Dokąd nas to

wszystko zaprowadzi?

 

Nie jestem prorokiem, ale wiem, że z całą pewnością nie jest to; to, co Nasz Pan

chciałby, żeby Kościół robił, albo czym był! Czy za późno na zmianę? Powtarzam

ponownie to, co Jezus zawsze mówi i mówił nam, że nigdy nie jest za późno na

zmianę.

 

Jezus zawsze podkreśla, że powinniśmy wykorzystać Jego Miłosierdzie, dopóki

możemy, ponieważ kiedy przyjdzie, jako Sędzia Sprawiedliwy, wtedy będzie już

dla nas za późno na Jego Miłosierdzie! On jest cierpliwy, On jest miłosierny i On

jest kochający!

 

Ks. Stephen Scheier

 

Proboszcz parafii rzymsko-katolickiej pod wezwaniem Najświętszego Imienia w Bushton, Kansas, USA

 

MODLITWA ZA KAPŁANÓW PRZEKAZANA PRZEZ JEZUSA GABRIELI BOSSIE

 

Żyj całkowicie w królestwie twego wnętrza. Mów zawsze: ‘O MÓJ JEZU UMIŁOWANY,

NAJWYŻSZY KAPŁANIE, ZMIŁUJ SIĘ NAD TWYMI BRAĆMI KAPŁANAMI’”.


Filed under: Cuda, Szatan Tagged: Diabeł, Piekło, Szatan, świadectwo księdza

ŻYWOT ŚWIĘTEGO STANISŁAWA biskupa i męczennika

$
0
0

 

 

Wioska Szczepanów blisko miasteczka Bochni a 7 mil od stołecznego miasta Krakowa leżąca, wyłoniła męża, co pierwszy po przyjęciu wiary chrześcijańskiej w Polsce, nie tylko stolicę biskupstwa krakowskiego uświęcił, ale też cały polski naród wieńcem męczeństwa zaszczycił. Wielisław, ojciec Stanisława, dziedzic włości Szczepanowa, zaszczycony Prus klejnotem, który w bojach był wysłużył, piersią swą zasłaniając ojczyznę; mąż ten znamienity, równie w swej rodzinie, jak między polski­mi pany sławą rycerską jaśniejący, bezstronnym spra­wiedliwości wymiarem i miłosierdziem jednał sobie powszechną poddanych swych miłość i przywiązanie. Bo­gna małżonka Wielisława, równie jak on zacnego rodu i rzadkiej cnoty i pobożności niewiasta, co pojęła z nau­ki wiecznego żywota, tego czynami prawej chrześcijanki dowodziła. Nie miała ona żadnego upodobania w stro­jach niewieścich, ale natomiast zdobiła umysł i duszę swoją cnotliwymi obyczajami i bogobojną rozmową, i nią drugim niewiastom do pobożności przodkowała. Tak więc oboje, Wielisław i Bogna pobożne swe życie ścisłym postem i ufną w Bogu modlitwą utwierdzając, byli czułymi opiekunami ubogich sierót i wdów uciśnionych, a dla przyjaciół i sąsiadów gościnnymi obywatelami. Jaśniejące miłosierdziem i dobrocią cnoty Wielisława i Bogny wysoko cenili i wysławiali wszyscy, nie tylko ludzie ubodzy, ale też rodu szlacheckiego tej okolicy mieszkańcy.

 

W pierwszej ćwierci jedenastego stulecia niewiele było w Polsce kościołów; Wielisław widząc, że się co­raz korzystniej krzewi wiara i pobożność ludu wiejskie­go w okolicy Krakowa, wystawił w Szczepanowie świą­tynię Pańską pod imieniem św. Marii Magdaleny; a dla utrzymania sługi ołtarza, stałym opatrzył ją funduszem; sprawił piękne apparaty, srebra i sprzęty do służby Bo­żej potrzebne.

 

Ten przez siebie, acz z drzewa wystawiony kościół, pobożni małżonkowie z wrzącej w sercach swych ku Bogu pobożności, nie tylko w święta i niedziele, ale też w dni powszednie często zwiedzali i gorące swe wyle­wali modły przed obliczem najwyższego Pana. A niezaspokojeni czcią Bogu przez siebie czynioną, do jej oddawania pobożnym swym przykładem zagrzewali swą rodzinę i włościany sioła swojego. Ale przy tak pięk­nych pobożności i cnoty wzorach, na jednej schodziło im do szczęścia doczesnego rzeczy: Wielisław i Bogna już dobiegali trzydziestego roku w związku małżeńskim, a jeszcze Wszechmocny nie dozwolił im cieszyć się po­tomkiem za życia. Wszakże nie stygła w ich sercach mocna nadzieja utwierdzona dobrymi czynami, przez które wspierali ubogich i żebraków. Uczynili zatem ślub uroczysty, jeśli Opatrzność uwieńczy ich małżeństwo upragnionym owocem, że go poświęcą Bogu na służbę ołtarza. A chociaż po tak długiej czasu przewłoce, sła­ba już była spodziewanego dziecięcia nadzieja, nie ustawali jednak w gorących modłach i rozdawaniu jał­mużny między ubogich żebraków. Bóg wysłuchał korne ich prośby i skutkiem je uwieńczył: Bogna uczuła, że jest przy nadziei. Atoli w okresie swej ciężarności nie zaniedbała ona żadnego postu, wspierania ubogich, pod­nosząc swe serce ku Maryi w ufnej modlitwie. Zdarzyło się, że letnią porą dnia 26 lipca 1030 roku, zwiedza­jąc stado swych krówek w bliskim paszących się gaju, gdy wracała do domu, przyszedłszy ku studni między dębami i krzewami będącej, tu niedaleko mieszkania powiła śliczne dziecię (2). DŁUGOSZ pisze, iż Bogna nie doznawała ani przed, ani też podczas porodzenia dzie­cięcia tych ucisków, jakie każda rodząca niewiasta po­nosi. Ona sama bez cudzej pomocy obmyła dziecię wo­dą z owego źródła wytryskującą, i z wielką radością przyniosła je do swego mieszkania. Tak szczęśliwie urodzonego syna zanieśli rodzice do świątyni Pańskiej i z głębi serc swoich czynili dzięki Bogu za nieoceniony dar Jego łaski; a kapłan przy chrzcie dał dziecięciu imię Stanisław. Urodzenie Stanisława obudziło wielką radość nie tylko w rodzinie Wielisława, ale też i w ser­cach sąsiednich przyjaciół. Z wielkim podziwem cieszyli się z tego wszyscy, że letnia Bogna w wieku już dla drugich niewiast gasnącym, urodziła syna, którego na­zwano zwiastunem szczęścia dla polskiej krainy. Kiedy już Wielisław i Bogna odebrali od Boga to rzadkie bło­gosławieństwo, uczynili ślub małżeńskiej powściągliwo­ści, którą ścisłym postem i gorącą modlitwą utwierdza­jąc, starannie aż do śmierci zachowali.

 

Nieraz potem pobożny ojciec z radosnym rozczule­niem patrzał na to niemowlę, z rozetlałym na licu ru­mieńcem w pieluszkach leżące; albowiem piękna przy­roda nie zataiła w nim swych darów. Zdaje się, że już w pacholęcym Stanisława wieku, szczególna łaska Boża owładnęła serce jego; często bowiem rodzice z wielkim podziwem widzieli maleńkiego syna z pokory na gołej ziemi, lub na trosze słomy spoczywającego, chociaż ich rodzicielska troskliwość nie szczędziła mu przyzwoitej pościeli. Rosło więc pacholę na pociechę rodziców swoich, rokując im piękne nadzieje mądrości i żywego pojęcia. A gdy się w Stanisławie władze umy­słowe rozwijać poczęły, widząc ojciec bystrą w nim pamięć i wielki pochop do nauk; a przy tym skromne oby­czaje, wystarał się dla niego o nauczyciela; udzielano mu zatem w domu rodzinnym nauki czytania, pisania i pierwszych zasad wiary chrześcijańskiej. Tu młodziutki Stanisław wyjawiał z umysłu swego rzadkiej zdolności znamiona, a taką roztropność i piękne obyczaje, że go nawet zacni ludzie z wielkim podziwem wysoko cenili; widząc, że Stanisław bardzo często litował się nad bie­dnym ludem, wypraszał od swych rodziców pieniądze i między ubogich je rozdawał.

 

Kiedy już Stanisław pod pilnym swych rodziców nadzorem dorósł do wieku młodocianego, ukończywszy w domu początkowe nauki, rodzice wysłali go do Gnie­zna na słuchanie filozofii, dokąd chciwa oświaty mło­dzież z całej Polski gromadnie się zjeżdżała. Tu z wielką korzyścią strawił cztery lata na nadobnych naukach. Ale czynny ten młodzieniec nie zaspokoiwszy swego umysłu samą tylko filozofią w Gnieźnie słuchaną, zawrzał gorącym pragnieniem zbogacenia się wyższymi umiejęt­nościami w słynnym wówczas paryskim uniwersytecie. Skoro objawił ojcu swe żądanie, wielce go ucieszył, niezwłocznie zatem zajął się przygotowaniem rzeczy i pieniędzy dla syna swego do tak dalekiej podróży. Przy­bywszy do Paryża, pochopny do nauk Stanisław, a do tego bystrym pojęciem od Boga obdarzony, uczył się ochoczo i przewyższał w naukach swych współuczniów. Podczas swego w Paryżu na naukach bawienia, unikał towarzystwa płochej i lekkomyślnej młodzieży, wypa­czającej dobre obyczaje; a kiedy ta za rozrywką i roz­pustą goniła, on nawykły w domu do modlitwy, po przy­sposobieniu się na lekcję, wolne od szkolnej pracy chwile skrycie poświęcał zwiedzaniu kościołów, i tu gorącymi modły ukrzepiał swą duszę i ku Bogu ją pod­nosił. Aby współuczniów swoich do życia moralnego zagrzał i pociągnął, przyświecał im budującym obyczajem, uprzejmą i poważną rozmową o rzeczach tyczących się religii i wiary chrześcijańskiej. A wiedząc o tym z Pisma świętego, że człowiekowi w młodzieńczym wieku na krótkiej wodzy trzymać należy namiętną w swym ciele żądzę i tlejącą rozkosz, aby ta z czasem nie zapaliła się i straszliwym nie wionęła pożarem, stłumiał ją wcześnie ścisłym postem, rozdawaniem jałmużny między ubogie, niewczasem i ufną Bogu modlitwą.

 

Tak więc Stanisław niezmordowany w swym zawo­dzie, wznosił się coraz wyżej po stopniach pobożności i nauki do najwyższego oświaty szczytu, umysł człowieka zdobiącej. Takimi czyny i pracą około nabywania nauk, Stanisław, jak pisze DŁUGOSZ, obudził w mistrzach szko­ły paryskiej wysoki dla siebie szacunek, że go na sto­pień doktora teologii i prawa kościelnego wywyższyć chciano (3). Ale on kornym umysłem odpowiedział, że się zaspokaja wykształceniem w naukach, ale nie stopniem doktorskim.

 

Już siódmy rok trawił Stanisław w Paryżu na nau­kach, kiedy się w myśli jego wzniecała chęć wstąpienia do klasztoru; widząc pobożny ten młodzieniec w owym stuleciu wielką gorliwość o chwałę Bożą w założycielach zakonów i ich naśladowców (każdy bowiem zakon w swym zawiązku jaśniał prawdziwą pobożnością, bez oso­bistych widoków), tą zachęcony uwagą Stanisław, za­wrzał gorącym pragnieniem kosztowania rozkoszy świę­tych sług Bożych, umyślił przeto uczynić rozbrat ze szum­nym światem i znikomym jego szczęściem, a z miłości ku Zbawicielowi iść drogą ubogiego i ostrego żywota. Ale najwyższa Opatrzność, która jakby za rękę wiedzie swego wybrańca do wiecznej chwały, przeznaczyła dla Stanisława wyższy stopień w hierarchii kościelnej i wie­niec męczeński.

 

Po ukończonych korzystnie w paryskiej wszechnicy naukach (4), przybył do Polski Stanisław. Lecz niestety! stanąwszy pod ojczystą strzechą, już nie zastał przy życiu lubych rodziców; albowiem Wielisław i Bogna sędziwym pochyleni wiekiem, jego powrót zgonem wy­przedzili. Ze ściśnionym sercem zniósł bolesny smutek po zmarłych rodzicach: i, aby kruche szczęście świata, i zawodne jego nadzieje ku sobie go nie znęcały, od razu całą spuściznę po rodzicach swych zostawioną rozdał między ubogie sieroty i wdowy, między nędzarzów i że­braków, pragnąc swobodnie służyć Zbawicielowi. Ale i na ojczystej ziemi przychodziło mu na myśl życie za­konne. Wszakże nad tym z uwagą zastanawiał się, że to nie będzie z wielką dla powiększenia chwały Bożej korzyścią i zasługą, zataić się w klasztornym ustroniu, i zakopać od Boga odebrany talent i naukę, jeśli około swego tylko zbawienia będzie pracował, a zaniedba bli­źnich swoich zbawienia.

 

Gdy się Stanisław bije z myślami, Lambert Zula (5) biskup krakowski, mąż pobożny i oświecony, który swoje nauki świętobliwym utwierdzał życiem, słysząc piękne młodego Stanisława Szczepanowskiego zalety, a szcze­gólniej nieskażone obyczaje, ujmującą serca szczerość i prostotę, wyższe wykształcenie w naukach teologii i w prawie kościelnym, zachęcił go w wyborze stanu wahającego się, do przyjęcia święceń kapłańskich. Niedługo potem rzeczony biskup uczynił go katedralnym kanoni­kiem. Skoro został kapłanem i na wyższym stanął stopniu w hierarchii kościelnej, szczerze zajął się obowiąz­kami swego powołania. Głęboką pokorę jego, uprzejmą rozmowę i dobroć serca, skromne a czyste obyczaje wszyscy w nim podziwiali; a biskup włożył na niego obowiązek kazywania w katedralnym kościele. Tu Sta­nisław płynną a treściwą wymową, cnotliwym swym utwierdzoną życiem, budził w słuchaczach zamorem nie­dbalstwa uśpioną pobożność, a skrzepłe ich serca do miłości Boga zagrzewał. A kiedy się wnurzył w tajnię sumienia ludzkiego, spostrzegłszy zastarzałe nałogi życia nieprawego, te on na oczy wyrzucał swemu słuchaczowi, do skruchy i pokuty go nakłaniał, pobożność i cnotę zaszczepiał; wywodząc z prawego życia nieocenione dla człowieka korzyści. Stał każdy jak wryty, z uwagą słu­chając słowa Bożego, które ten młody kapłan, uzbrojon prawdy potęgą, niezachwianie ogłaszał. A czego Stani­sław, ogrzany łaską Bożą w nim działającą, usty swymi nauczał, tego dobrymi czynami dowodził. Nawiedzał on ubogich i chorych, udzielając im wsparcie i pociechę. Biskup Zula i kanonicy wysoko cenili żarliwe Stanisława kazania i czyny miłosierne; ta jednak pochwała nie rozdymała go pychą, ale skromnie odpowiadał, że to jest obowiązkiem każdego kapłana. I nie tylko około bliźnich swoich, ale i duszy swej zbawienia skrzętnie pracował; albowiem na gruncie pokory św. osadził świętobliwe życie swoje, a ścisłym postem stłumiał burzliwą żądzę ciała swojego, i aby ta nie przechodziła granicy obyczajów, zdobiących kapłana powołanie, czas wolny od pracy po­święcał czuwaniu, czytaniu ksiąg świętych i pobożnemu rozmyślaniu tajemnic wiary świętej.

 

Kiedy Lambert biskup, złamany wiekiem i pracą około zbawienia owieczek pasterskiej pieczy jego powierzonych, chciał sobie odetchnąć; a widząc, że go nie zawiodła nadzieja w wyborze Stanisława, że młody ten kapłan w sprawach duchowieństwa, i według ówczesnego u Polaków obyczaju świeckich osób, które z rozległej diecezji krakowskiej, tłumnie do biskupa po objaśnie­nie przychodziły, mądrze radził; a powierzone sobie spo­ry między zwaśnionymi bezstronnym sprawiedliwości wy­miarem i miłosierdziem godził i załatwiał; a to przytrudne załatwianie spraw diecezjalnych na legalnych zasadach oparte czyniło mu u Lamberta wielką zaletę; włożył zatem na niego wszystkie sprawy i zarząd całej diecezji krakowskiej. Nie mógł się Stanisław od przy­jęcia tego ciężaru wymówić, bo cała kapituła na niego oczy zwróciła.

 

Kiedy w roku 1071 miesiącu listopadzie Lambert Zula biskup życia dokonał (6), a w następnym roku dnia 2 lutego licznie zgromadziło się diecezjalne duchowień­stwo ze swymi prałaty i kanoniki na obiór nowego biskupa; kiedy się tak namyślają i radzą, nie widząc między sobą godniejszego kapłana, któryby wyższym światłem i rozumem drugich celował, jednozgodnymi gło­sy padł wybór na Stanisława Szczepanowskiego. Ale on ze łzami udał się do domów wszystkich kanoników z usilną prośbą, by ciężar ten, którego on ani dźwigać, ani nosić nie jest godzien, na innego włożyli kapłana. Wszakże cały ten zjazd duchownych, szlachty i rycer­stwa, z miast i siół zgromadzony, na długie jego opie­ranie się odpowiedział: że nie inny, ale Stanisław na biskupiej usiędzie stolicy; że pod jego przywództwem diecezja krakowska szczęściem zajaśnieje. Tak więc znamienitych osób skłoniony uwagami, że taka jest wola Najwyższego, by on został biskupem, przyjął ich żąda­nie; a Grzegorz VII papież jego wybór zatwierdził.

 

Stanął zatem Stanisław z laską pasterską między swymi owieczkami w 46 r. życia swojego (7). W tym miej­scu DŁUGOSZ z uwagą zastanawia się nad wezwaniem Stanisława do biskupiego urzędu i powiada: “Tu wielka zachodzi różnica między wybraniem Stanisława Szczepanowskiego według Ducha łaski na urząd pasterski, a niektórymi w czasie obecnym kandydatami, co nawet przez podłe i nikczemne osoby ubiegali się o tę dostoj­ność. Ten mąż prawy i oświecony, który swoje nauki świątobliwym utwierdzał życiem, a bezstronnym sprawie­dliwości wymiarem i miłosierdziem, gorliwy o chwałę Bożą, jaśniał na biskupiej stolicy. Ci zaś nagannymi spo­soby przeciwko nauce Zbawiciela upominającego ich: «Za­prawdę, zaprawdę mówię wam: kto nie wchodzi przez drzwi do owczarni owiec, ale wchodzi inędy, ten jest zło­dziej i zbójca» (8), wchodzą do owczarni Chrystusowej nie dlatego, aby jako czynni pasterze zwiedzali te mrowiska ludu wiejskiego, i przynosili mu w pracach pociechę i słowo zbawienia; ale zmieniając sposób życia, aby szu­mnie żyli a biskupimi dochody swą rodzinę zbogacali”. Tak się DŁUGOSZ wyraża. “Ale ten mąż Boży, pisze on dalej, przyjąwszy na swe barki cały ciężar obowiązków dobrego pasterza w rozległej diecezji krakowskiej, nie zmienił głębokiej pokory; a urządziwszy według ustaw Kościoła Bożego wszystkie czyny swoje, oddalił od sie­bie wszelką znikomość świata”. Jakoż od razu zawrzało jego serce usilną miłością ku Zbawicielowi, i pracą około owieczek jego pasterskiej pieczy powierzonych; wiedział on, że się stał ojcem nie tylko duchowieństwa, ale też i ludu gminnego w swej diecezji. I aby przyjęty na sie­bie urząd biskupi uświęcił, wdział na swe ciało ostrą włosiennicę, postem i czuwaniem umartwiał je; a serce podnosił ku Bogu w ufnej i gorącej modlitwie. Powołał on do swej pomocy dla załatwiania spraw diecezjalnych nie pochlebców, ale sumiennych i pobożnych kapłanów, których prawica nie była darami i nieprawością zmaza­na (9). Dla rozwiązania zawiłych i trudnych wypadków, z którymi udawali się do niego możni i uciśnieni diecezjanie, wzywał do rady swe prałaty i kanoniki; on zaś jako sędzia zawsze był uprzejmym i słodkim zwaśnio­nych stron rozjemcą. Podzielił on swoje biskupie docho­dy na trzy części: z tych jedną obracał na ozdoby i na­prawę kościołów diecezjalnych; drugą zaspokajał skro­mne potrzeby swoje; a trzecią rozdawał między ubogich żebraków, kaleki i uciśnione wdowy i sieroty. Prawdzi­wy ten miłosiernik ludu ubogiego z radości wspierał jał­mużną każdego rodzaju nędzarzów, którzy codziennie podwoje jego mieszkania otaczali. A idąc śladem św. Syl­westra papieża, miał spisaną listę prawie wszystkich w diecezji ubogich i uciśnionych ludzi, których pociechą i wsparciem obdarzał; a nagich nowym okrywał odzieniem.

 

Ten czynny pasterz co rok zwiedzał swoją diecezję; a kiedy się między ludem ukazał, to dzieci z do­mów, właśnie jak pszczółki brzęczące z ula wysypane, otaczały go; a on po imieniu je przywoływał i jako czuły ojciec do łona przytulał; o pierwsze zasady wiary chrze­ścijańskiej pytał i nieocenione korzyści dla życia ludz­kiego z niej wywodził. Wypaczane diecezjan obyczaje prostował; a którzy się występkami kalali, tych on uprzejmie karcił i poprawiał, do pobożności i życia cno­tliwego zachęcał. Kapłanów gorliwie upominał, aby ża­dnym złym przykładem i niemoralnym życiem nie dawali swym parafianom do zgorszenia powodu. Podczas zwie­dzania diecezji, on sam do ludu kazywał; a ile mu od tych zatrudnień zostawało czasu, ten cały obracał na czy­tanie ze swoim duchowieństwem Pisma św. i śpiewanie psalmów Dawidowych.

 

Dom jego był skromnym, ale chędogim urządzony sprzętem, a suknie nie różniły się od właściwej kapła­nom odzieży. Równie i czeladź Stanisława nieliczna, ale do posługi domowej koniecznie potrzebna, składała się z ludzi bogobojnych i cnotliwych. Ten istny wykonawca pokory i nauki Zbawiciela, w żywej pamięci chował najcelniejszy Jego rozkaz miłości nie tylko bliźnich, ale też i nieprzyjaciół. Zdarzyło się raz, gdy przyjechał Stanisław do Brzeźnicy poświęcić kościół, niejaki Jan szlachcic a właściciel tej wioski, czy ze skąpstwa aby nie przyjąć biskupa, czy też srogim wiedziony umysłem, nie tylko nie przyjął Stanisława, ale barbarzyńskim obyczajem, ob­rzucił go obelżywymi słowy, nazwawszy go synem smolarza; a niektóre sługi jego batogiem osmagał i z wio­ski wypędził. Stanisław nie uniósł się gniewem, ale uprzejmie odpowiedział mu: Panie i przyjacielu, rzecze, skoro mi przeszkadzasz do poświęcenia domu Bożego, więc ty sam udziel temu kościołowi swe błogosławień­stwo. Wydalił się potem z Brzeźnicy na łąkę ku bliskiej wiosce Pustyni, i tu z duchowieństwem, i ze swą czeladką o głodzie noc całą na modlitwie strawił. Nazajutrz w niedzielę, Jan zastanowiwszy się nad nieludzkim swym czynem, przyszedł do Stanisława na ową łąkę i serdecz­nie przepraszał go za wyrządzoną mu obelgę; biskup odpowiedział szlachcicowi pełnymi miłości słowy: przy­jacielu, jam tę sromotę w niepamięć puścił. Wrócił do Brzeźnicy, kościół poświęcił; a po ukończonej religijnej czynności, podczas obiadu tak słodko i uprzejmie z Janem rozmawiał, jakby żadnego od Jana nie był doznał zhańbienia. Miejsce to, na którym nocował Stanisław, po męczeńskiej jego śmierci, zwiedzał lud pobożny; a za czasów Zbigniewa Oleśnickiego, krakowskiego bisku­pa, kościołem je pod imieniem Stanisława św. uświęcił.

 

Takimi uczynki i budującym obyczajem, siejąc na sercach swych owieczek zdrowe nasiona wiary, poboż­ności i prawych obyczajów, jaśniał Stanisław na bisku­pim urzędzie; takimi też przymioty przystoi jaśnieć każ­demu, którego Zbawiciel do pasterskiego powołał urzędu.

 

Ale tym pięknym wzorom cnoty, którymi Stanisław swym przodkował owieczkom; gorliwemu opowiadaniu słowa Bożego; roztropnemu karceniu ich: nieprzyjaciel zbawienia ludzkiego przeszkodzić usiłował. W drugiej połowie jedenastego stulecia panował polskiemu narodo­wi syn Kazimierza I, Bolesław II, którego Śmiałym zowią polskie dzieje; ten dzielny monarcha z początku swego panowania wsławił się nie tylko bohaterskimi czyny, ale też pięknymi serca przymioty. Wszystko co tylko przed­sięwziął, szło mu szczęśliwie po jego myśli. Giejzę i Władysława królewiczów węgierskich, których nieprawnie Salomon król Węgrzynów wygnał z ich ojczyzny, a Mie­czysław II przyjął do Polski, on zbrojną siłą na tron węgierski przywrócił; Zasława księcia Kijowa i Rusi, przez Wszesława połockiego księcia z własnego księs­twa wypartego, za wprowadzeniem polskich zastępów, na Ruś do posiadania Kijowa wprowadził; a nawet dla ojców Benedyktynów w Mogilnie, diecezji gnieźnień­skiej, klasztor wystawił i bogato go uposażył. W tru­dach i wojennych niewczasach był wytrwały, silny, od­ważny i wyrozumiały. Ale te walne zwycięstwa walecz­nego Bolesława, w narodzie polskim i za granicą szeroko rozgłoszone, pychą rozdęły jego serce; prócz tego, oto­czony był na swym dworze gronem pochlebców, którzy podżegali go do wielkich nadużyć w królestwie polskim. Jakoż nieczuły na skwirk ludu gminnego i szemrania obywateli, uciskał ich niesłyszanym dotąd podatków cię­żarem; a przytłumiwszy w sumieniu przykazania Boże, uniesion sromotną żądzą ciała swojego, dozwalał sobie gwałtów na niewinnych dziewicach; zapalony szałem gnie­wu, srogiej używał kary na poddanych; a tak zamglił te piękne wzory cnót i męstwa, którymi w początku swe­go zajaśniał panowania. Polscy biskupi, Piotr arcybi­skup gnieźnieński, i pierwsi panowie, a nawet i dwo­rzanie narzekali na to Bolesława cały naród gorszące życie, ale żaden z nich nie odważył się upomnieć go o te występki, bojąc się jego srogości. Wszakże Stanisław, jako biskup miejscowy, a przy tym jako jaśniejąca cno­tą i pobożnością pochodnia, co i Bolesław wysoko w nim cenił, przyjął na siebie obowiązek uczynienia królowi uwag zbawiennych w jego ciężkich, od zasad moralno­ści, zboczeniach. Jakoż poszedł do niego, i sam na sam ojcowską łagodnością odwodził go od niecnego żywota i usilnie prosił: “Królu! rzecze, oto ja niegodny sługa Boży, w Jego imieniu błagam cię, abyś nie ściągał na siebie tych przekleństw i ciężkich narzekań, którymi two­ją osobę naród polski obrzuca; nie wywołuj na siebie sprawiedliwej kaźni niebios; nie sromoć wielkich zasług, które ci w narodzie twoim i za granicą wielkie czynią zalety; nie wypuszczaj z pamięci pomocy Bożej, co cię w krwawych bojach ramieniem swej potęgi wspierała. A jeśli się nie upamiętasz, więc i swoją religię, której wiernym jesteś synem, i to królestwo i swoją osobę u sąsiednich narodów w pogardę podasz. Lubo ci się niezaprzeczenie należy od wszystkiego ludu polskiego naj­wyższa cześć, uszanowanie i posłuszeństwo, to jednak ty z prawa narodu, masz być pierwszym przykładem i wzorem dla wszystkich berłu twemu poddanych ludów”. Obiecał wprawdzie Bolesław poprawę swego życia, lecz nie szczerym sercem, i od razu zawiązał w nim nieubła­gany gniew na Stanisława.

 

Miał w owym czasie w sieradzkiej ziemi niejaki Mścisław z Bożenna piękną żonę, imieniem Krystynę, która prawie wszystkie dziewice i niewiasty polskie rzad­ką urodą i słodką mową przewyższała, a przy tym czy­ste i cnotliwe zdobiły ją obyczaje. Roziskrzona w oczach mężczyzn ciekawość widzenia urodnej Krystyny, znęca­ła wielu panów do Mścisława domu; a każdy miłośnik pięknych niewiast, na których nie schodzi polskiemu na­rodowi, widząc cnotliwą i wdzięczną Mścisława małżon­kę, jej urodą jakby lepem ujęty, z wielkim odchodził podziwem. Stugęba wieść o urodzie Krystyny, doszła do Bolesława uszu; ten zapałem żądzy uniesiony, wszelkimi sposoby upatrywał pogody, by osobiście widzieć zachwaloną Mścisława nadobną małżonkę; puszcza się za­tem w drogę do Bożenna pod pozorem ziemskiej spra­wy; tu za pierwszym widzeniem Krystyny, od razu zawrzał haniebnej lubości pragnieniem. Zrazu usiłował kosztownymi upominki, perłami i diamentami, co niektóre nie­wiasty wysoko cenią, ująć jej serce; a kiedy to nie uczyniło skutku, grozy używał; ale wierna swemu mężo­wi, i wyższa bojaźnią Bożą nad znikomość świata, Krystyna, wszystkie te dary i ofiary odmiotła od siebie i z pogardą zdeptała. Dowiedziawszy się Mścisław od wier­nej żony o nieprawym króla zamiarze, wszelkiego doło­żył starania, aby ocalić sławę swej małżonki, dzieci i ro­dziny. Ale ukłębiona w sercu Bolesława żądza nie za­spokoiła się statecznej niewiasty odporem; użył on prze­mocy: wysłał do Bożenna hufiec zbrojnych żołnierzy ze swymi powiernikami, a ci gwałtem porwali Krystynę z domu Mścisława, i do królewskiego przywieźli mieszka­nia. Ciężko bolał jej mąż nad wielką, sobie i swej mał­żonce uczynioną krzywdą i zniewagą, w nieutulonym pła­czu pomstę i przekleństwo na króla z nieba wywoływał. Zdaje się możnym, że wszystko mogą, ale na dnie pie­kła uwarzona zbrodnia, według ścisłej sprawiedliwości Wszechmocnego, musi być ukarana. Chociaż Bolesław miał ślubną żonę, która urodziła mu pięknego syna imie­niem Mieczysława, to przecież prywatnie połączył się z Krystyną i miał ją za nałożnicę. Wszakże z niej uro­dzone, a z Bolesława spłodzone potomstwo, w dziecin­nym wieku cierpiało drżenie członków, i miało niekształt­ne nosy; a w dorosłym wieku pomieszania umysłu do­stawało; i tę kaźń Bożą, nie tylko w pierwszym odro­dzeniu się, ale nawet w piętnastym stuleciu, jak pisze DŁUGOSZ, jeszcze na tej rodzinie widziano.

 

Ten rzadki a sromotny występek przez Bolesława dokonany i ciężka krzywda Mścisławowi wyrządzona, obudziły w narodzie a nawet i w pierwszych panach polskich wielkie na króla narzekanie; ale żaden z moż­nych obywateli, ani Piotr, arcybiskup gnieźnieński, nie odważyli się wymieść na oczy króla ciężkiego od ustaw przyrodzonych i religii jego zboczenia, znając gwałtowny i srogi umysł jego. Wszyscy zatem obrócili oczy na Stanisława, jako na męża jaśniejącego wyższą nau­ką i życiem świątobliwym; prosili go usilnie, aby on, jak to już raz uczynił, przedłożył monarsze niegodziwy ten jego występek, upewniając go, że mu się nic złego za to nie stanie. Cóż miał ten o chwałę Bożą i dobro narodu gorliwy pasterz, wśród takiego Babilonu i cięż­kiego zgorszenia czynić? miałże dla przypodobania się królowi, swego ducha Bogu poświęconego, w ziemski pył rozsypać, a razem w zamieci zgorszenia z wichrem świata kręcić się kurzawą? Czyli też powinien był za­ryć się w prawdzie Bożej, jako kotwica wśród wzbu­rzonej fali, a roztrącającą się o to jawne zgorszenie na­wę rodu polskiego, do bezpiecznej przykazań Bożych przytwierdzić skały? Przyjąwszy na siebie Stanisław, jako miejscowy pasterz, ten drażliwy obowiązek, udał się przede wszystkim do Boga o pomoc przez gorącą modlitwę, uzbrojon Eliasza i Jana Chrzciciela odwagą, wezwawszy z duchownego i szlacheckiego stanu kilka znamienitych osób, z nimi zatem poszedł do Bolesława i w oddzielnej komnacie uprzejmie przemówił do niego: “Kiedym cię najjaśniejszy panie i królu nasz dawniej sam na sam prosił i odwodził od ciężkich przekroczeń twoich i żądzy ciała, którymi sromocisz twój majestat, radząc ci, abyś tego zaniechał, a ograniczył się najdostojniejszą twoją małżonką; niezachwianą miałem na­dzieję z umiarkowanej odpowiedzi, którąś mi najja­śniejszy Panie dać raczył, że niecne uczynki swoje po­prawisz, i że zbudowaniem dla ludów, berłu twemu uległych, wybrniesz z odmętu błędów, którymi kalałeś najdostojniejszą osobę twoją. Atoli teraz widzimy wszys­cy, żeś nie tylko dawnych nie sprostował zboczeń, ale nowy dodałeś sromotny występek przez gwałtowne wzię­cie Mścisławowi z Bożenna prawej a cnotliwej jego mał­żonki na twoje cudzołóstwo, a tym gorszącym czynem zhańbiłeś tron polski, złamałeś przykazanie Boże i sze­roko rozlałeś wielkie zgorszenie, które nieprawi ludzie jak wodę pić będą. Zastanów się z uwagą nad tą, tak jasną jak słońce prawdą, że jeśli ty, najwyższego Króla wyobraziciel na ziemi, tak sprośnym kazisz się życiem, któż z poddanych będzie się wahał iść śladem twego przykładu? bo taka jest skłonność do złego wszystkich ludów, że jakie widzą postępki i czyny swych zwierzch­ników, w takie ślepo i płocho wpadają i nimi się każą. Odskoczyłeś, niestety! od żywego strumienia prawdy przykazań Bożych i grzęźniesz w błotnistym trzęsawi­sku cielesnej rozkoszy; wszedłeś na uboczną i mylną ścieżkę, na której nieprzyjaciel zbawienia ludzkiego nawiązał sideł i zastawił je dla nóg twoich, aby cię w nie wplątanego do wiecznej zguby potargnął. O kró­lu! westchnij z głębi serca nad sromotnym występkiem i przemaż go szczerą pokutą; oddaj gwałtem porwaną żonę jej mężowi; ściśnij prawdziwą skruchą serce two­je, a nie wywołuj na siebie sprawiedliwej kary Bożej i narzekania polskiego narodu, abyś nie został wspól­nikiem tych, co w przepaść wpadli, z której się już ni­gdy nie wyratują. Jeżeli zaś będziesz upornie trwał w występku, wiedz o tym, że z pasterskiego urzędu mo­jego ścisły na mnie spada obowiązek, za tak ciężki grzech twój, powściągnąć cię skutecznym środkiem od tego nadużycia”. Po ukończonych biskupa uwagach, Bo­lesław szałem gniewu uniesiony, powstał na Stanisława z całą srogością dzikiej złośliwości; obelżywymi słowy zbezcześcił jego osobę; powiedział mu, że jest z wło­ściańskiego urodzenia, a tak nie godzien być biskupem, ale wieprzów pastuchem, i nie wie, jaka uległość, usza­nowanie i cześć należy się królowi. Na to obruszenie się Bolesława, Stanisław osłoniony tarczą cierpliwości i głębokiej pokory, uprzejmie i pełnymi chrześcijańskiej miłości odpowiedział wyrazy: “Znam to z Pisma św., że królom należy się cześć i posłuszeństwo, i w niczym nie ubliżam twemu panowaniu, ale królu i panie nasz, nie wypuszczaj z pamięci, żeś ojcem prawowiernych Pola­ków, chroń się zatem, byś uporem twym na zgubę two­ją nie obrócił uwag moich, które ci z prawa Bożego i miłości ku twemu zbawieniu uczyniłem. Zgorszenie, któ­re popełniasz, nie tylko tobie, ale też i twym poddanym jest wielce szkodliwe, a któremu z mego powołania zapobiec jestem obowiązany. Wszakże władza Boska, którą Zbawiciel odział mój urząd apostolski, jest w wie­lu rzeczach wyższa od doczesnych książąt władzy, a tak i tobie, jako prawowiernemu synowi Kościoła Bo­żego, przykładnie poważać ją należy (10). A jeśli szczerze chcesz pojąć między władzą Boską a królewską stosunek, więc go przywiodę: Jak bowiem księżyc pożyczaną od jasnych słońca promieni błyszczy łuną, a postać ołowiu od blasku złota różni się, tak się różni godność królewska, jeśli ją bezstronnie porównamy, od władzy, którą Bóg dał apostolstwu. Albowiem władza doczesna każdego księcia na ziemi, jest tak krucha i niestała, jak życie każdego człowieka, którym każdy powiew niespodzianej przygody, jak ziemskim pyłem przed obliczem Bożym pomiata. Ale i ten uczyniony za­rzut jest niegodny ust monarchy, jakobym miał być wiejskiego urodzenia; wszakże z rozporządzenia naj­wyższego Władcy dzieje się, że nawet z niskiego uro­dzenia Zbawiciel powołuje ludzi do pasterskiego urzędu, który prawowierni królowie i książęta poważać i nauki jego słuchać mają”.

 

Wszyscy obecni tej biskupa z królem rozmowie, podziwiali wielką Stanisława roztropność, skromność, głęboką pokorę, szczególną umysłu przytomność i gor­liwość o związki małżeńskie. Ale Bolesław powstał z wielką złością na Stanisława, powiedział w przytomności przybranych osób, że się pomści na nim tej zniewagi. Jakoż od tego czasu szukał powodu spotwarzania go i wywarcia na niego zemsty; a nie mogąc nic upatrzyć w świątobliwym biskupa życiu, udał się do prześlado­wania Stanisława.

 

Kiedy Stanisław, jeszcze jako zastępca biskupa, rządził diecezją krakowską, kupił był w r. 1073 wieś Piotrowin, w lubelskiem województwie położoną, od Pio­tra szlachcica a polskich zastępów żołnierza, dla kra­kowskiego kościoła, za pewną sumę srebra, w przy­tomności, według ówczesnego obyczaju, wiarygodnych świadków, i przez urząd królewski został do jej posia­dania wprowadzony. Piotr, sprzedawca wioski w tymże roku zakończył swe życie. Trzeciego roku po jego śmier­ci, Bolesław, niedługo po owym upomnieniu, namówił wnuków zmarłego: Piotra, Jakuba i Sulisława, aby ci na Stanisława położyli u króla żałobę, że nie wszedł prawem wiecznymi czasy do posiadania wsi Piotrowina, ale tylko na czas określony, że wieś ta prawem spadku do nich należy; i przyrzekł im przychylny sprawy sku­tek. W tym samym roku nadchodził czas ogólnych są­dów, które przodkowie nasi rozprawami nazywali. Są­dom tym król osobiście przodkował, i całego narodu wytoczone załatwiał sprawy. Zjeżdżała się zatem z ca­łej Polski liczna szlachta ze sprawami do królewskiego sądu. Dla dogodnego szlachty, jej ludzi i koni pomiesz­czenia wyznaczono miejsce w otwartym polu, zwykle na łąkach. Wtedy obrano łąkę na wysepce dwiema oblanej rzekami, Wisłą i Krampą, blisko miasteczka Solca i wsi Piotrowina położonej. Tu przywołany Stanisław o nieprawe posiadanie wymienionej wioski; skoro wnuko­wie Piotra położyli u sądu królewskiego o wioskę Pio­trowin skargę, biskup odwołał się do świadków z imie­nia i nazwiska, w których obecności za wieś wyliczył pieniądze. Ale Bolesław wcześniej dowiedziawszy się od wnuków o świadkach, pogroził im surową karą, jeśli się będą ważyli dać świadectwo prawdzie. Ci, grozą króla zastraszeni, ani do sądu stawić się, ani też pra­wdy za biskupem zeznać nie chcieli. Ciężko zabolał Stanisław nad ludzką przewrotnością serca i sumienia; a spostrzegłszy na twarzy króla radosny uśmiech, wła­śnie w tej chwili duchem Bożym natchniony, rzekł: “Królu i radzący panowie, kiedy synowie ludzcy umi­łowali, zamiast prawdy bezbożność, a miasto sprawie­dliwości nieprawość i potwarz; ja odwołuję się do naj­wyższego Sędziego, u którego nie ma nieprawości, a tak co żywi świadkowie zeznać wahają się, to umarli zeznają; ramieniem Wszechmocnego wsparty, na dowód mej rzetelności i prawdy, obowięzuję się po trzech dni upływie, tu stawić, acz od trzech lat zmarłego Piotra, od którego wieś Piotrowin rzetelnie kupiłem; a jeśli go nie stawię, wsi Piotrowina odstąpię”. To przez Stanisła­wa uczynione przełożenie, jako niepodobne do wykona­nia, śmiech obudziło w umyśle króla i radnych panów. Bardzo się z tego przyrzeczenia ucieszył Bolesław, że potem będzie mógł surowiej prześladować Stanisława, jeśli swego przełożenia nie okaże w skutku. Wyszedłszy biskup z królewskiego sądu, wrócił do wsi Piotrowina; naznaczył z sobą będącemu duchowieństwu post trzechdniowy i modlitwę, przywodząc im na pamięć obietnicę Zbawiciela, że jeśli będą mieli tak żywą wiarę, jak ziarno gorczycy, wszystko od Wszechmocności Bożej otrzymają. Biskup wdział włosiennicę na swe ciało, z żywą wiarą i niezachwianą ufnością, rozrzewniony, błagał Zbawi­ciela, by obietnicę swą uiścić raczył. Trzeciego dnia Sta­nisław odprawił mszę św. w kościele pod imieniem To­masza św. w Piotrowinie. Po skończonej mszy ubrał się w apparat biskupi i udał się z duchowieństwem i ze zgromadzonym na to nabożeństwo ludem i z żołnierzami od króla wysłanymi, by jakiego biskup nie użył podstępu, a kogo innego zamiast Piotra, przed sądem nie stawił. Przyszedłszy na powszechnego grzebiska miejsce, które ukazali mu ci, co przed dobiegającym już wtedy trzecim rokiem Piotra byli pochowali, kazał odkopać ziemię aż do trumny; tę poznali przytomni pogrzebinom ludzie. Skoro otworzono wieko, ujrzeli, że uległo skażeniu Pio­tra ciało, i nikt go z postaci nie poznał, tylko trumnę jego tęż samą poznali ludzie miejscowi. W tej chwili Stanisław padł na kolana i z mocną wiarą i ufnością swą wzniósł ku Bogu łzawe swe oczy i modlił się go­rąco: “Najlitościwszy i potężny Stwórco nasz Boże; Panie Jezu Chryste, któryś za skinieniem wszechmocnej woli Twej całe przyrodzenie wywiódł z niczego; coś syna wdowy i Łazarza cztery dni w grobie leżącego wszechmocnym słowem Twym do życia przywrócił; i dałeś Twym posłannikom moc wskrzeszania umarłych; u podnóża tronu Twej chwały błagam Cię ukorzony i niegodny sługa Twego ołtarza, okaż nieogarnioną potęgę Twoją, aby Piotr żołnierz wstał z grobu i dał prawdzie i sprawie­dliwości świadectwo w sprawie kościoła mojego, której w imieniu Twoim przyjąłem obronę przeciw przewro­tności świata; aby niecofnione słowo Twoje wszystkie wysławiały narody”. Gdy kapłani odpowiedzieli amen, przybliżył się Stanisław ku zwłokom Piotra, dotknąwszy je pastorałem, rzekł: “W Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego mocą błogosławionej a nierozdzielnej Trójcy, nakazuję ci Piotrze, wstań z prochu ziemi od umarłych, a daj świadectwo prawdzie, której zaprzeczają synowie ludzcy, aby sprawiedliwość i wiara utwierdzoną została”. Wy­słuchał Wszechmocny Pan korne biskupa modły, w tej samej chwili Bóg odział zwłoki Piotra ciałem i przywrócił mu ducha żywota; wstaje Piotr, jakby ze snu lekkiego przebudzony. Stanisław podaje mu swą rękę i wiedzie go przed wielki ołtarz i tu składa dzięki Bogu z wielkim ludu obecnego podziwem, wysławiającego cu­downą opatrzność Pańską. Potem idzie z nim do królewskiego sądu gromadą ludu otoczony. Na wieść do­niesioną, że Stanisław wiedzie wskrzeszonego Piotra, ra­dni panowie zostawiwszy króla w namiocie, wyszli wi­dzieć to rzadkie cudo. Stanisław otoczony radnymi pany i żołnierzami, stawiwszy przed królem do życia przywo­łanego Piotra: “Królu, rzecze, oto jest Piotr, niegdyś dziedzic wsi Piotrowin, którą on jako prawy przedtem jej dziedzic, sprzedał mi na własność wieczystą; tego więc z grobu wywołanego świadka, nie jako widmo, ale jako istnego człowieka, stawiam przed tobą na poniżenie rzuconej na mnie potwarzy, a wyświecenie prawdy i po­wagi biskupiego urzędu”. Kiedy i król i radni panowie przerażającym tym zatrwożeni widokiem, uciszyli się, a blada bojaźń osiadła ich lica, wtedy Piotr żołnierz (miles) (11), przerwał to głuche milczenie: “Królu, rzecze, ja z nakazu Bożego, na prośbę błogosławionego Stani­sława krakowskiego biskupa, z grobu wywołany, staną­łem przed tobą jako świadek i sporu rozjemca; rzetelnie zeznaję, żem wieś Piotrowin po moim ojcu na mnie spadłą, sprzedał Stanisławowi biskupowi dla jego ko­ścioła, a to na zawsze, prawem kupna za ugodzone mię­dzy nami pieniądze, które rzeczywiście odebrałem; a tak wnukom moim: Piotrowi, Jakubowi i Sulisławowi nie służy zgoła żadne prawo spadku, ani własności, ani im się godzi obwiniać zacnego Stanisława, biskupa, o nieprawne jej posiadanie”. Strofował on potem swe wnu­ki, że się stali powodem wywołania go z grobu i ciężkiej na męża Bożego rzucenia potwarzy; aby za ten wystę­pek czynili za życia serdeczną skruchę i pokutę. Bole­sław rzadkim tym cudem przekonany, rad nie rad, przy­sądził wieś Piotrowin Stanisławowi na własność krakowskiego kościoła. Poczym Stanisław prowadził Piotra do grobu, a za nimi szła cała powszechność na zjeździe będąca. Idąc z nim biskup, zapytał go, czy sobie życzy czas jaki zostać przy życiu doczesnym, albo też, by wy­prosił dla niego inną łaskę u Zbawiciela? Odpowiedział mu Piotr: nie o doczesne życie, ale o wieczne, którego mieszkańcy niebios widzeniem Boga zażywają, a które z Jego miłosierdzia, po niedługim czasie czyśćcowej po­kuty, spodziewam się osiągnąć, proszę cię ojcze święty, abym od razu do kary za grzechy wrócił, albo też za twymi modłami rychlej między niebiany został policzony. Tak więc Piotr wszedł do swego grobu i żyć przestał. Stanisław kazał grób ziemią zasypać, i według kościel­nego obrzędu, odprawił za Piotra ze swymi kapłany żałobne nabożeństwo. Położył też Stanisław na grobie Piotra kamień trzy łokcie długi z napisem: “Tu leży Piotr po dwakroć umarły; cud za chrześcijańskich cza­sów“. Kamień ten jeszcze do dnia dzisiejszego w kościele św. Tomasza w Piotrowinie jest przy ścianie zachowany ale głoski dawnym charakterem, tak zwanym carolinae litterae, tak są starte przez chodzenie po nim dawniej, że ich w czasie obecnym przeczytać nie można (12). Tego cudu okazem Bóg Wszechmocny dał poznać ludzkiemu rodzajowi, jak wielką udziela łaskę na utwierdzenie wiary, prawdy, sprawiedliwości i powagi biskupiego urzędu, który nieskażenie piastował Stanisław. Od tego czasu, w którym się ten cud ramieniem mocy Pańskiej wyda­rzył, pobożna powszechność to miejsce po dziś dzień zwiedza; a Zbigniew Oleśnicki kardynał i biskup kra­kowski, na grobie Piotra murowaną kaplicę wystawić kazał. Bolesław zatrwożony cudownym tym zdarzeniem, poprawił na czas niejaki swe obyczaje. Ale niestety! na­siąkły nierządem, niedługo potem wrócił do niego ha­niebnie, zwłaszcza w owej na Wszewłada wyprawie. Albowiem dobywszy Kijowa, obsypany pieniędzmi i kosztownymi dary, z wojskiem w nim zamieszkał. Te bogate upominki, a nade wszystko urodne Ukrainy dziewice i nie­wiasty, tak skaziły serca nie tylko żołnierzy i wodzów, ale też samego Bolesława, że tego rozprzężenia obycza­jów opisać niepodobna. Przyszła z Kijowa wieść żałosna do Polski, że dziewic oblubieńcy i żon mężowie, jedni w boju poginęli, a drudzy poumierali; polskie zatem dziewice i żony według rozgłoszonej wieści po mężach niby owdowiałe, ich powrotu długo do kraju oczekujące, innych pojęły mężów. Skoro się o przeniewierzeniu swych żon prawi dowiedzieli mężowie, bez pozwolenia króla gromadnie do domów powracali; na przybranych a cudzołożnych mężach, szałem zemsty uniesieni, dzikiej do­puszczali się srogości; a niektórzy żony swe śmiercią za to karali. Bolesław widząc, że większa połowa jego żołnierzy odeszła do Polski, wrócić musiał do kraju. Tu wywierać zaczął wściekły gniew na wiarołomne żony, że dały powód mężom swym opuszczenia go w Kijowie. Ale i zbiegom z obozu nie przebaczał; jednych śmiercią, drugich ciężkim więzieniem karał, innym dobra poodbierał. Którzy zaś darowali winę swym żonom, te roz­maitym kary rodzajem uciskał, mszcząc się za dopusz­czone z przybranymi mężami cudzołóstwo; bez uwagi na własny swój występek, że i on gwałtem wziął Mścisławowi cnotliwą Krystynę; a w Kijowie, i po swym do kraju powrocie dopuszczał się haniebnych nierządów, grubą umysłu ślepotą olśniony; że o co drugich karał, tym on się trzykroć sromotniej mazał.

 

Kiedy Bolesław coraz głębiej grzęznął w trzęsawi­skach sprośnej lubieżności, i wielkimi podatkami uci­skał wszystkich w całej Polsce mieszkańców, i kiedy się do nieludzkiej posunął złośliwości, że owym niewiastom po połogu, które się mężom swym sprzeniewierzyły, do ich piersi szczenięta przysądzać kazał: Piotr gnieź­nieński arcybiskup i przedniejsi polscy panowie, jak dawniej o wzięcie Krystyny, tak też i teraz uprosili Stanisława biskupa, życia świętobliwością i Piotra wskrzeszeniem wsławionego, aby o tak ciężkie występki imie­niem całego narodu polskiego upomniał Bolesława. Widząc biskup, że król jawnymi czyny łamie przykazania Boże, i ludzkie ustawy, a nikt nie ośmiela się odpro­wadzić go od tych grubych nadużyć, udał się on sam do niego, najuprzejmiej upominał go i usilnie prosił, aby zaniechał wszeteczeństw i pohamował dziką srogość nad poddanymi, zwłaszcza ów niesłychany dotąd nakaz karmienia szczeniąt niewiast piersiami; że to nad­użycie jest nawet prawu przyrodzenia przeciwne; aby obudził w sobie litość nad ludem i sfolgował mu w po­datkach, których płacić nie jest w stanie i oddał włości, które prawym zabrał dziedzicom. Ale Bolesław, uwagą biskupa obrażony, a w srogości swej nieubłagany, od­powiedział względem karmienia szczeniąt, że te niewia­sty na cięższą zasłużyły karę, a tą karą nie przekroczył granic ścisłej sprawiedliwości. Na tę odpowiedź nie wahał się Stanisław przestrzec go, jeśli nie zaprzestanie srogiego barbarzyństwa i ciężkiego uciskania swych poddanych, że za to sprawiedliwa kaźń Boża spadnie na jego osobę; a on będzie spowodowanym użyć skutecz­nych środków do powstrzymania go od tych występków. Bolesław, nie chcąc korzystać ze zbawiennych uwag i przestróg biskupa, rozsrożył się na niego niezmiernie i zbezcześcił Stanisława. Wszakże Stanisław w głębokiej pokorze zniósł cierpliwie to zhańbienie swego urzędu, w mniemaniu, że tym dobroci orężem pokona złość mo­narchy. Lecz niestety! Bolesław swych pochlebców pod­szepty ośmielony, dozwalał sobie coraz większych wy­kroczeń i uciskania narodu polskiego, dlatego pewnie, że sprawiedliwość Boża zaraz go za to nie karała. A lubo Stanisław przewidział, że za dopełnienie paster­skiego urzędu krew przeleje i życie położy, wszakże jako prawy posłannik Boży od swego nie odstąpił obo­wiązku w obronie wiary świętej. Jakoż wezwawszy z sobą przedniejszych panów polskich i wojskowych, udał się powtórnie do niego w duchu religijnej łagodności, i w ten sposób do niego przemówił: “Jużem ci, najja­śniejszy Panie, w szczerej miłości uczynił zbawienne przełożenie, które mimo uszu puściłeś, a mnieś obelgą obrzucił; atoli z pasterskiego urzędu mojego przychodzę powtórnie do ciebie, widząc, że coraz głębiej grzęźniesz namiętnie w występkach; wolę zatem znieść od ciebie sromotę i wzgardę, aniżeli zaniedbać sprawy ścisłej spra­wiedliwości i prawdy. Skoro według Pisma świętego każdy monarcha jest wyobrazicielem władzy Bożej na ziemi, i ojcem ludów berłu swemu poddanych, ty atoli stłumiłeś w sobie wszelkie uczucie prawdy, odmiotłeś od siebie i zdeptałeś przykazania Boże; nigdy niesłyszanym, bo barbarzyńskim sposobem nakazujesz, aby niewiasty nawet szlacheckiego rodu po swych połogach piersią swą szczenięta karmiły, a tak godność człowieka do stanu zwierząt poniżasz; a oprócz tego mażesz swe ręce nie­prawym zaborem cudzej własności, zagarniając na skarb mienie poddanych, prawem spadku ojczystego posiadane; niewzruszony ich uciskiem, ni rzewnym narzekaniem, płochą i zawodną poisz się nadzieją, że za te ciężkie występki, których się na polskim dopuszczasz narodzie, łatwo uzyskasz przebaczenie, i motasz się w sidła sza­tańskie; przeto, jeśli się szczerze nie poprawisz, i siebie i naród polski w przepaść nieszczęścia i zatracenia za sobą pociągniesz. A chociażeś monarchą zwycięstwy wsła­wionego narodu, to jednak wątła siła życia twojego nie różni się od najuboższego włościanina i równasz mu się w ludzkiej naturze. Zaprzestań ciężkich nadużyć, i nie mniemaj, że cię za to sprawiedliwa kaźń Boża nie do­tknie. Odśwież sobie w pamięci owe dobrodziejstwa Bo­że, przez które stałeś się groźnym dla postronnych na­rodów, a państwa twojego znacznie rozszerzyłeś granice; pomnij na tę niezaprzeczoną prawdę, że jest jeden Pan i Król najwyższy, któremu ty i każdy człowiek śmiertelny, z dobrych i złych czynów swoich ścisłą będzie musiał zdać rachubę. Przywiedź sobie na pamięć nieo­cenioną dobroć i prawość ojca twojego, który pobożno­ścią i chowaniem przepisów wiary chrześcijańskiej czcząc Boga, utracone to przywrócił królestwo; który pokonał uciskających najezdników, i był wielce miłym Bogu i swym poddanym (Kazimierz I)”. Na próżno gorliwy ten pasterz z pierwszymi pany polskimi czynił królowi zbawienne przełożenie; albowiem Bolesław sroższym gniewu unie­siony zapałem, haniebniejszą niż przedtem obrzucił bis­kupa świętego obelgą, i pogroził mu, że, jeśli nie zaprzestanie nachodzić go, niezawodnie go za to ukarze. Wszakże Stanisław już wtedy nie wahał się powiedzieć królowi: Skoro nie przyjmuje z miłości ku niemu pły­nących uwag i przełożeń, że na niego użyć będzie mu­siał kary kościelnej. Tak uczyniona przestroga jeszcze bardziej rozsrożyła Bolesława na niezachwianego w pa­sterskim urzędzie Stanisława; odpowiedział mu Bolesław, że go za to śmiercią ukarze. Ale już wtedy Stanisław gotów był znieść śmierć męczeńską. A gdy niektórzy z duchowieństwa katedralnego uczynili mu przełożenie, by się z taką nie narażał królowi gorliwością, on od­powiedział: życie moje jest na jawi, jak pochodnia na świeczniku wystawiona, jeśli zaniecham urzędowi mo­jemu właściwej przestrogi upomnień, jakimże będę pasterzem? wtedy bowiem zaniedbam mej owczarni, przy­kazań Bożych i kościelnych. Zaczął potem pobożny bis­kup, we włosiennicy poszcząc, zanosić gorące i rzewne modły do Boga litości za monarchę twardego serca; uni­kał nawet spotkania się z królem. Kiedy Stanisław użył wszelkich środków ku naprawieniu Bolesława, wypacza­jącego życie prawego monarchy, a te żadnego nie uczy­niły skutku, lecz przeciwnie Bolesław, lekceważąc nakazy religii chrześcijańskiej, oddalił od siebie i zdeptał zba­wienne biskupa upomnienia; wtedy Stanisław, walcząc za prawdę wiary świętej i dobro polskiego narodu, wy­stąpiwszy na plac boju, wyłączył Bolesława ze społe­czeństwa wiernych i zakazał z nim obcowania; a gdy i to było bezskuteczne, wyklął go i zabronił mu wnijścia do świątyni Pańskiej. Bolesław zawrzał wściekłym gnie­wem na Stanisława, upatrywał zatem wszelkiej sposob­ności, aby go życia pozbawić; a gardząc karą kościelną, i urągając się biskupowi, kazał odziać bydlę purpurą i na wzgardę wchodził z nim do katedralnego kościoła. Stanisław zakazał swemu duchowieństwu odprawiania wszelkiego nabożeństwa w obecności Bolesława. Bolesław postanowił koniecznie zabić Stanisława. A chociaż pierw­si panowie polscy odwodzili go od tej zbrodni świętokradzkiej, i czynili mu przełożenie, aby nie maczał rąk swych we krwi pomazańca Bożego, to przecież niektórzy z rycerskiego orszaku dworzanie, ubiegający się u króla o wyższe urzędy i dostojeństwa, tajnymi a pochlebnymi podszepty utwierdzali go w zbrodniczym jego zamiarze. By Stanisław nie podał królowi sposobności do łatwego spełnienia zabójstwa, chronił się jego widzenia. Blisko Krakowa był mały kościółek na pagórku, dzisiaj Skałką zwanym, okrągły, z białego kamienia wystawiony, w którym dawniej Polacy, przed przyjęciem wiary świętej, swym bałwanom czynili ofiary, a potem go imieniowi św. Michała Archanioła poświęcili. Tu z niektórymi kapła­nami przyszedł skrycie Stanisław we czwartek dnia ós­mego maja 1079 roku odprawić mszę świętą, by wy­żebrać u miłosierdzia Bożego dla króla potrzebną łaskę do poprawienia niecnego życia jego. Lecz Bolesław przez ludzi dworskich śledząc wszędzie biskupa, dowiedział się o tym; niezwłocznie porwał szablę, a wziąwszy z sobą większy niż zwykle poczet żołnierzy, pospieszył na Skał­kę ze zbrojnymi ludźmi, otoczył kościółek, aby Stanisław po odprawionej ofierze nie uszedł; a widząc, że mąż Boży w biskupim apparacie ubrany, odprawiał mszę świętą, zrazu zatrzymał się, aż ją ukończy. Ale dzikim zemsty szałem uniesiony, wysłał oddział żołnierzy do ko­ścioła z nakazem, aby mszę świętą odprawiającego bis­kupa u ołtarza zabili. Kapłani usługujący biskupowi przy św. ofierze, słysząc szczęk szabli wchodzących do kościoła żołnierzy, ostrzegli go o napadzie. Ale Stanisław wzniósł ku niebu swe oczy; a sprawując Bogu niekrwawą ta­jemnicę ołtarza, on bez zatrwożenia gotował się do krwa­wej z siebie ofiary, i modlił się gorąco: “Boże! całego rodzaju ludzkiego wszechmocny Stwórco i Zbawicielu, Ty niepojętą mocą Twoją wszystkie ożywiasz twory, a skinieniem swej woli wszystko urządzasz, i wszystkich dla Twego Imienia śmierć ponoszących, z nieogarnionej swej dobroci do lepszego przenosisz żywota; błogosławię świętemu Imieniowi Twojemu, żeś mnie do tej godziny i do tego męczeństwa doprowadzić raczył, i czynisz mnie uczestnikiem kielicha i męki Zbawiciela naszego. W głębokim ukorzeniu proszę Cię przez srogą mękę i śmierć Chrystusa Pana, abyś mnie, walczącego za prawdę wiary świętej i w obronie ludu polskiego, uczynił mężnym i wytrwałym w poniesieniu wszelkiej katuszy i samej na­wet śmierci. Udziel z Twej dobroci owieczkom moim prze­baczenie, i utwierdź je w wierze i pobożności; ale i kró­lowi i żołnierzom za grzech tego nie poczytaj” (13). Kiedy żołnierze chcieli wykonać nakaz króla, wtem jakaś nie­zwykła trwoga i odrętwienie przeraziło ich członki, i niepojęta jakaś siła z nóg ich waliła, że stali jak wryci; a odzyskawszy swe siły, wyszli z kościoła. Gdy za drugim i trzecim wnijściem silniejsze niż przedtem do­tknęło ich odrętwienie, tak, że na ziemię upadli, Bole­sław sam wpada do kościoła, nie zważając na miejsce święte, ani na najświętszą ofiarę, topi szablę w gło­wie biskupa świętego, już kończącego mszę świętą; a dla większej zniewagi i wzgardy, leżącemu Stanisławowi na posadzce kościelnej, nos, lica i wargi odcina (14). Nienasycony dzikim mordem i przelaniem krwi niewinnej męczennika, własnymi rękoma wlecze ciało jego za drzwi kościelne, i tu nakazuje stojącym żołnierzom porąbać je na drobne kawałki; a na domiar swej zemsty poleca rozrzucić je po polu, na karmę zwierzętom i ptactwu drapieżnemu, by tym sposobem męczennik był nawet religijnych pozbawion pogrzebin.

 

Kiedy żołnierze wypełniający rozkaz króla, w jego obecności poćwiertowane rozrzucali wszechstronnie świę­te męczennika ciało, członek jednego palca od prawej ręki wpadł do bliskiej sadzawki, a ten ryba połknęła. Bolesław w dzikim zemsty zapędzie dokonawszy świętobójczej zbrodni, z wielką radością powrócił do swego mieszkania, właśnie jakby po zwycięskim boju. Wszyscy jego pochlebcy, dworzanie i z rycerskiego orszaku, a nawet niektórzy polscy przewrotni panowie, przychodzili do niego z pochwałą zbrodni, i winszowali mu sprawie­dliwie, według ich mniemania, dokonanej na biskupie zemsty. Za tę zbrodni pochwałę Bolesław polecił żoł­nierzom i przybocznej straży złupić dom zabitego bis­kupa, by nawet śladu jego na ziemi istnienia nie zosta­wił. Poniósł Stanisław śmierć męczeńską dnia 8 maja 1079 roku, a w 49 roku swego żywota.

 

Kiedy tak poćwiertowane a po polu rozrzucone le­żały święte męczennika zwłoki, drugiego dnia z rozporządzenia Bożego ukazały się cztery rzadkiej wielkości or­ły, które krążąc nieustannie nad ciałem Stanisława, ochra­niały je od uszkodzenia od ptactwa i drapieżnego zwie­rza; a niektórzy ludzie pobożni nocną porą widzieli nad każdą ciała cząstką jasność, jakby kagańców zapalonych. To nieustanne latanie orłów, i objaw światła nadprzyro­dzonego nad ciałem męczennika, obudziło w kanonikach krakowskiej katedry odwagę, że trzeciego dnia, nie zwa­żając na srogość Bolesława i dworskich pochlebców, rozsiewających na męczennika potwarze i obelgi, zgroma­dzili się z duchowieństwem i z kilkunastą świeckich osób na miejsce męczeństwa, a zebrawszy święte szczęty, poskładali je na właściwe każdemu członkowi miejsce. Tu palec Boży okazał cud swej potęgi, każda bowiem cząstka tak się do drugiego przypoiła członka, że zaledwo na zwłokach blizny widziano; właśnie jakby ciało Stanisława nie było rozsiekane. Z radością zatem złożyli do przygotowanej trumny święte ciało, pochowali je na grzebisku, na Skałce u drzwi do kościoła Michała św. wiodących. Powróciwszy z pobożnego pogrzebu, opowia­dali wszystkie szczegóły cudowne, które Bóg wszech­mocny przy zwłokach Stanisława okazać raczył. Nad ry­bą, która jeden członek, z palca od prawej ręki do sa­dzawki uroniony, połknęła, ukazywała się światłość nadprzyrodzona wszędzie gdzie się tylko obróciła, łatwo zatem przez rybaków została schwytaną. Poczym z jej wnętrzności wydobyty członek do ciała świętego przy­łączono. Na zawstydzenie potwarców i okazanie fałszy­wych ich obelg, jakimi obrzucali Stanisława świętego, Bóg trzykroć święty i ściśle sprawiedliwy, objawem nie­zwykłego światła, prawie każdej nocy, nad pochowanym ciałem ukazał niewinność jego żywota i gorliwość pasterskiego urzędu. Zjawiały się bowiem nad grobem je­go światła, jakby błyszczące lampy, które widywali nie tylko ludzie pobożni, ale nawet i ci, co ręce swoje we krwi niewinnej zbroczyli. Rychło dowiedział się o śmier­ci męczeńskiej Stanisława, wówczas na Stolicy Piotra św. siedzący Grzegorz VII papież; ten rozważywszy cięż­ką świętobójstwa zbrodnię przez Bolesława dokonaną, wyklął go, oraz wszystkich, którzy w niej mieli udział; i polecił Piotrowi gnieźnieńskiemu arcybiskupowi, aby w całej Polsce zakazał odprawiania nabożeństwa, udzie­lania śś. Sakramentów, wyjąwszy tylko chrzest dla dzie­ci, i Sakrament pokuty dla konających. Odjął Bolesła­wowi i następcom jego tytuł królewskiej godności, a pa­nów polskich, wasalów i poddanych, od jego uwolnił po­słuszeństwa. Jakoż, Piotr arcybiskup i wszyscy biskupi w królestwie polskim z kazalnic ogłosili Bullę Stolicy Apostolskiej, uwalniającą wszystkich poddanych od posłuszeństwa Bolesławowi. Bolesław Śmiały, opierał się śmiało przez cały rok ogłoszonej przeciwko sobie Bulli Grzegorza VII papieża, i koniecznie chciał należeć do społeczeństwa katolickiego Kościoła, chociaż go w niczym nie słuchał, a z ewangelii dobrze wiedział o wyroku Zba­wiciela: “Kto nie słucha Kościoła będzie uważany jako poganin i jawnogrzesznik” (15).

 

Kiedy dworzanie przyłudnicy Bolesława widywali nocną porą nad grobem męczennika ukazującą się ja­sność niezwykłą, i powiedzieli mu o tym zjawisku; on nie chciał zrazu wierzyć ich mowie, ale ciekawością ujęty, chcąc się osobiście przekonać, skrycie zatem przy­patrywał się z baszty zamku krakowskiego na Skałkę, i rzeczywiście widział spuszczające się, jakby kagańce z obłoków, światło na grób Stanisława. Ten objaw świa­tła budził po trosze w jego sercu skruchę za dokonane na biskupie zabójstwo. Lecz niestety! już tam nie ma ża­dnego ratunku, gdzie gniew Boży pożarem wionie. Tak więc w drugim roku po zabiciu Stanisława, zawrzał spra­wiedliwą zemstą cały niemal stan rycerski i pierwsi pa­nowie polscy, oraz cała szlachta, za owe więzienia i cięż­kie krzywdy przez odebranie dziedzin; wszyscy naradzili się by uwięzić Bolesława (16).

 

Widząc się Bolesław prawie od wszystkich opusz­czonym, albowiem rycerstwo, szlachta i naród dotykał go nienawiścią i pogardą; z obawy zatem, by mu życia nie odebrano; a lubo aż do czasów naszych żaden Polak nie zbroczył rąk swoich we krwi swego monarchy, je­dnak Bolesław na to wcale nie zważał; wziąwszy z sobą znaczną sumę złota, Mieczysława dwunastoletniego syna swojego, Borzywoja syna Masty i kilku żołnierzy, co we krwi Stanisława swe zbroczyli ręce, wdział na siebie dla niepoznania pospolitą odzież i uszedł z Polski do Węgier, gdzie przyjął go uprzejmie świątobliwy król Władysław, wdzięczny Bolesławowi za swe ustalenie siłą polskich zastępów na węgierskim tronie. A chociaż i Bo­lesław i polscy żołnierze rozgłaszaniem potwarzy na męczennika świętego, uniewinniali zbrodnię zabójstwa; Węgrzyni jednak wiedząc o występkach jego urągali mu się jawnie. Oprócz tej pogardy, bodziec jego sumienia dręczył go tak srogo, że popadł w obłąkanie umysłu. Kiedy już drugi rok bawił u króla Władysława, nie ma­jąc żadnej nadziei swego do Polski powrotu, szałem uję­ty, wyszedł z dworu królewskiego i zupełnie zaginął. Bogu najlepiej wiadomo, dokąd się udał, albowiem wszel­kie o jego śmierci podanie nie jest pewne. MARCIN GALL nie opisał rodzaju śmierci Bolesława Śmiałego (17). DŁUGOSZ, a za nim inni dziejopisowie nasi, powiadają, że na polowaniu zginął, jak wieść niesie (18); że zdjął z sie­bie szatę królewską, w pospolitej odzieży udał się do Karyntii, i tam w klasztorze oo. Benedyktynów w Osjaku, albo też w Wetynie, blisko Insbruku, gdzie długi czas na posługach kuchennych strawiwszy, czynił poku­tę i żywota dokonał; a przy zgonie swym miał wyznać opatowi, że był królem polskim. W Wetynie czyli w Welaku jeszcze teraz ukazują grobowy kamień z napisem: “Tu leży Bolesław niegdyś król polski, zabójca św. Sta­nisława, krakowskiego biskupa” (19).

 

Kiedy po dziesięcioletnim upływie dokonanego na Stanisławie zabójstwa, Bóg wszechmocny, coraz liczniej­szymi cudy wyświecał świętobliwe życie i śmierć jego męczeńską; a Stanisław objawił się w Skałeckim koście­le, i upomniał pobożną a szlachetną niewiastę imieniem Swiamkowską, aby jego następca Lampert, biskup kra­kowski, ze swymi kanoniki zajął się przeniesieniem jego ciała ze Skałki do katedralnej świątyni, dla powiększe­nia czci Bożej, dla pociech i pomocy wiernego ludu w rozmaitych życia przygodach; biskup uzyskawszy pozwo­lenie od Hermana Władysława, księcia polskiego, a bra­ta Bolesława Śmiałego, wobec licznie zgromadzonego ludu z Krakowa i okolic, dnia 27 września 1089 roku kazał otworzyć grób męczennika u drzwi kościelnych na Skałce. Skoro wieko trumny odkryto, wszystkich obecnych najprzyjemniejsza woń z ciała męczennika wycho­dząca wskroś przejęła. Potem złożono święte Stanisła­wa zwłoki do przygotowanej trumny; biskup i kanonicy w uroczystym pochodzie przenieśli je do katedralnej świą­tyni Pańskiej, i tu złożone święte męczennika szczęty zwiedzali pobożni Polacy, czcząc je nabożnie; a za jego u Boga przyczyną odbierali od rozmaitych chorób udzie­lone uzdrowienie.

 

Te zatem cudowne łaski Boże, ludowi udzielane, obudziły w Bolesławie Wstydliwym, i w oblubienicy je­go Kunegundzie, jako też w Prandocie biskupie krakow­skim, pobożną gorliwość do wystarania się o kanonizację Stanisława. Jakoż w r. 1250 wyprawiono poselstwo do Innocentego IV papieża, z prośbą, na dowodach opartą, aby Stanisława męczennika policzył w poczet wybrań­ców Bożych. Dla sprawdzenia dowodów, Stolica Apostol­ska wyznaczyła w podróż do Polski swych komisarzów. Przez trzy lata odbywało się w Krakowie ścisłe docho­dzenie prawdziwości cudów i świętobliwego życia Sta­nisława. Ale kiedy papież na posiedzeniu kardynałów, mając sobie położone kanoniczne dowody, przychylał się do kanonizacji męczennika, wtedy jeden z kardynałów, imieniem Rajnald, mąż wysokiej godności, biskup ostieński, utrudzając ogłoszenie Stanisława za świętego, powiedział: “Dlaczego tak późno stara się Polska o kanonizację swego rodaka, kiedy ma jasne dowody świę­tobliwego życia jego i poniesionego za wiarę i naukę Kościoła św. męczeństwa, jeśli żadnej nie ulegają wąt­pliwości?” Dla tego zarzutu odłożono Stanisława kanoni­zację. Tymczasem Rajnald zapadł w niebezpieczną cho­robę, i już bliskim był zgonu. Kiedy chory samotnie le­żał w swej komnacie, tu ukazuje mu się na jawie mąż poważny, jasnością otoczony, w biskupim apparacie: “Czy­li mnie, rzecze, znasz?” Odpowiedział chory: nie znam cię ojcze święty! powiedział mu zatem: “ja jestem Stanisław biskup krakowski, którego kanonizacji sprzeciwiasz się; wstań a nie czyń trudności” itd. Wstał od razu Rajnald i niezwłocznie udał się do papieża, padł przed nim na ko­lana, opowiedział objaw męczennika Stanisława, i prosił o rychłe zakończenie sprawy kanonizacji. Nieskończenie ucieszyło Innocentego IV to objawienie się Stanisława Rajnaldowi i przekonanie go o prawdzie sprawy. Przy­bywszy papież z Perugio do Assyża w r. 1253 dnia 8 września, w uroczystość narodzenia Najświętszej Panny Maryi, podczas nabożeństwa, w kościele św. Franciszka, kano­nizował Stanisława krakowskiego biskupa i w poczet świętych męczenników imię jego zapisał; postanowił zarazem, aby go dnia 8 maja, w którym poniósł męczeństwo, uroczystym w Polsce święcono nabożeństwem. Skoro z Rzymu z wielką pociechą powrócili wyprawieni posłowie, Prandota biskup ogłosił ustanowiony przez pa­pieża dzień 8 maja dla odprawienia w roku następnym 1254 uroczystej Stanisława kanonizacji w Krakowie. Na ten walny obchód zgromadził się tak wielki tłum naro­du nie tylko z Polski, ale też i z państw postronnych, że się w Krakowie nie mógł pomieścić, ale pod namiotami na polu zamieszkać musiał. Dla okazalszego odpra­wienia tej uroczystości, zjechało się siedmiu biskupów z Polski, zgromadzili się książęta polscy, wszyscy opaci, liczne duchowieństwo świeckie i zakonne. W obecności biskupów, książąt, opatów i duchowieństwa podniesiono z grobu święte Stanisława szczęty; biskupi obmyli je wi­nem w katedralnym kościele i na jawią pobożnym wier­nym wystawili. Porozdawano znaczną ilość relikwij do rozmaitych kościołów. Pełce arcybiskupowi gnieźnieńskie­mu dostał się pierścień Stanisława z wizerunkiem twa­rzy męczennika świętego; resztę zwłok jego złożono w grobowcu w środku kościoła wystawionym i w nim święty nasz rodak i Patron spoczywa, dla powiększenia chwały Bożej na ziemi (20).

 

–––––~~~~~~–––––

 

 

Żywoty Świętych Patronów polskich, napisał X. Piotr Pękalski Ś. T. Dr. Kan. Stróż Ś. Grobu Chrystusowego. Z ośmią rycinami. Kraków 1862, ss. 181-222.

 

Przypisy:

(1) Niniejszy żywot Stanisława świętego skreśliliśmy według po­dania DŁUGOSZA, polskiego dziejopisa a kanonika krakowskiej katedry, i znajduje się w Acta Sanctorum, Tom 29 na dzień 7 maja, karta 205 itd.

 

(2) Stanisław urodził się w r. 1030 za panowania Mieczysława II, który wstąpił na tron po swym ojcu Bolesławie I w r. 1025 dnia 3 kwietnia, zaczem Stanisław przyszedł na świat w 5-tym roku po wstąpieniu Mieczysława na tron polski, nie w 3-cim. DŁUGOSZ i inni dziejopisarze polscy.

 

(3) PAGI uczony krytyk na BARONIUSZA historię kościelną powiada: iż naówczas jeszcze nie było zwyczaju doktoryzowania. PAGI pod rokiem 1079, NARUSZEWICZ hist. pol. tom 5, rok 1078, karta 78.

 

(4) Stanisław strawił siedem lat na naukach w Paryżu.

 

(5) Lambert Zula, nastąpiwszy po Aaronie arcybiskupie krakow­skim, głęboką wiedziony pokorą, zaniedbał starania u Apostol­skiej Stolicy o arcybiskupie insygnia; a tak arcybiskupią kate­drę krakowską na biskupią zamienił. Rzeczony Aaron powołany był w r. 1046 z tynieckiego opactwa na krakowskiego arcybiskupa; umarł w r. 1059 dnia 15 maja. Tu pogodzić należy po­danie DŁUGOSZA z podaniom THIETMARA mersburskiego biskupa; pisze on bowiem w ks. 4 swej kroniki, iż Otto III w r. 1000 ustano­wił w Gnieźnie arcybiskupa i pod niego podporządkował Popona krakowskiego biskupa. Wszakże według DŁUGOSZA Popo dopiero w r. 1014 nastąpił, a po nim w r. 1023 Pompon, po nim w r. 1031 Rachelin, w r. 1046 Aaron, i aż do tego roku arcybiskup krakowski za pozwoleniem Stolicy Apostolskiej używał swych insygniów.

 

(6) DŁUGOSZ umieścił śmierć Lamberta Zuli pod r. 1071. KROMER kładzie ją pod r. 1075. Ale tu rozumieć należy DŁUGOSZA, że Stanisław w r. 1071 objął zarząd diecezji krakowskiej.

 

(7) Według ścisłego obliczenia lat życia Stanisława w Aktach Sanctorum l. l. urodził się Stanisław w r. 1030, wysłany był na nau­ki do Gniezna w r. 1050, do Paryża w r. 1054, wrócił z Francji do Polski w r. 1061, przyjął kapłańskie święcenia w r. 1066, objął zarząd diecezji w r. 1071, na biskupa został konsekro­wany w r. 1076, zabity w r. 1079, żył lat 49. Tak więc z ob­jęciem zarządu diecezji był biskupem według podania DŁUGOSZA lat 9.

 

(8) Ewang. Jana r. 10, w. 1.

 

(9) Psalm 25, w. 10.

 

(10) Że na Stanisława, z mocy pasterskiego urzędu jego, spadał obowiązek upomnienia Bolesława o niecne czyny jego, przyzna to każdy, kto zważy, że Bolesław był królem prawowiernych Polaków i synem Kościoła Bożego. Wszakże jeszcze w Starym Testamencie Natan prorok upomniał Dawida o podobny wystę­pek, ks. II królów, rozdz. 12, w. 9-10. Ale i św. Ambroży upomniał Teodozjusza cesarza o rzeź na mieszkańcach Tesaloniki dokonaną, i zabronił mu wnijścia do kościoła; a cesarz ten przyjął i wykonał jawną pokutę. Ambroz. o śmierci Teod. Sozim ks. 7, r. 25. Jak ten cesarz wysoko cenił biskupów i najświętszą ofiarę, tę cześć on własnymi usty na Soborze Efes­kim w r. 21 wyraża.

 

(11) W owych czasach nazwa żołnierz, miles, służyła samej tylko szlachcie, posiadającej sioła w polskiej ziemi; każdy bowiem szlachcic należał do rycerstwa polskiego, innych zaś wojaków zwano towarzyszami broni.

 

(12) Niektórzy dziejopisarze polscy, szczególniej w osiemnastym i dziewiętnastym stuleciu, zaprzeczają tego o przywołaniu Piotra do życia przez Stanisława świętego podania: TADEUSZ CZACKI w przypisku do historii NARUSZEWICZA karta 472, powiada: “Że o tym cudzie nie ma wspominki w Bulli kanonizacji Stanisława, którą on czytać miał w archiwum kapituły krakowskiej”. W r. 1826 napisaliśmy rozprawę o wskrzeszeniu Piotra żołnierza, przez św. Stanisława, którąśmy, dla osiągnienia stopnia doktora teologii, drukiem w języku łacińskim ogłosili; zbierając do jej napisania historyczne dowody, czytaliśmy tę Bullę, w niej Inno­centy IV papież w r. 1253 w ogóle wyraża się: “Cujus intercessione, etiam vita mortuis restituta est“. Za jego (Stanisława) przyczyną także i życie umarłym było przywrócone. I nie tylko o tym, ale też i o innych cudach w tej Bulli, tylko w ogóle namieniono, których wszystkie szczegóły w procesie kanoniza­cji są wyrażone. Wiadomo także, iż Stanisław św. jednego tylko Piotra do życia przywrócił. Inni zaś prawią, że wartość jednej wioski, nie była tej wagi, aby Bóg uczynić miał cud tak wielki, że w obecnych czasach idzie o daleko ważniejsze rzeczy, a taki cud nie wydarza się, a nawet stać się to nie mogło; że Bolesław widząc to rzadkie zdarzenie, byłby popra­wił życie swoje; że dopiero Władysław Łokietek dał wieś Piotrowin kapitule krakowskiej; że tę gminną wieść o wskrzesze­niu Piotrowina pierwszy DŁUGOSZ podał w swej historii. Nie trudno przychodzi odpowiedzieć na te zarzuty; wyjaśnimy je dowodami z przekonania wziętymi. Nie dla samej tylko war­tości wioski, ale dla ścisłej sprawiedliwości Bożej i prawdy nie­skażonego fałszem sumienia Stanisława, Bóg Wszechmocny ten cud uczynić raczył; że w czasie obecnym idzie o rzeczy większej wagi, to też zastanówmy się z bezstronną uwagą, iż w tym uznać mamy zasłużony wymiar ścisłej kaźni Bożej. Prócz tego zanurzmy się z pochodnią prawdy, w głębię sumienia ludzkiego, czy między nami ujrzymy podobnego z żywą wiarą i nieskażonym życiem Stanisława? Lekkie umysły na lekkiej szali ważą wielkiego Boga potęgę; jeżeli Stwórca, jednym wszechmocnej swej woli skinieniem wywiódł z niczego całe to przyrodzenie, i z garstki ziemi uczynił człowieka, miałoż go więcej koszto­wać od trzech lat w proch rozsypane Piotra ciało, w jednym momencie do pierwszego przywrócić stanu, i wlać w nie ducha żywota? Bolesław zrazu rzeczywiście poprawił swe życie; ale, jak to zwykle zdarza się, że nam z czasem najświętsze rzeczy powszednieją, tak równie i on z czasem wypaczać zaczął poprawione obyczaje; a nieprzyjaciel zbawienia naszego rozdmu­chując w nim tlejącą żądzę, owionął całego gwałtownym bez ratunku pożarem. Władysław Łokietek oddał w r. 1310 krakowskiemu kościołowi wieś Piotrowin, która wtedy była przy­łączona do zawichostkiej kasztelanii, a to, jak mniemamy, dla utrwalenia podania o rzadkim tym zdarzeniu. Jakim zaś spo­sobem po śmierci Stanisława i następnych biskupów, podczas rozmaitych zaburzeń i przemian w kraju, odłączono wieś tę od dóbr kapituły krakowskiej, nie wymienia powodu pisarz żywota św. Stanisława, dołączonego do kroniki MARCINA GALLA, w 1824 roku w Warszawie wydanej. Pisze on na karcie 342: “Qualiter autem modo a jurisdictione ecclesiae alienata, non est temporis instantis probata“. Że nie pierwszy DŁUGOSZ skreślił podanie o przywołaniu do życia Piotra, przekona nas pisarz przywiedzionego żywota Stanisława świętego; jak mniema WINCENTY BANDTKIE, wydawca GALLA kroniki, miał go napisać Bogusław, przeor dominikańskiego klasztoru w Krakowie, który popierał sprawę kanonizacji św. męczennika Stanisława u Apo­stolskiej Stolicy i napisał go zaraz po ukończonej kanonizacji, między rokiem 1254 a 1261. Albowiem autor wyraźnie powia­da: “kiedy się kardynałowie nad tą naradzali sprawą; kardynał Rajnald, który wtedy był biskupem ostieńskim, a teraz jest Aleksandrem IV papieżem, sprzeciwiał się kanonizacji Stani­sława, z powodu bardzo zadawnionej sprawy”. Rajnald, a potem Aleksander IV papież zasiadł na Stolicy Piotra św. po Inno­centym IV papieżu, zmarłym w r. 1254, a dokonał żywota w r. 1261. Zaczem żywot ten Stanisława w upływie lat sześciu mię­dzy r. 1254 a 1261 został napisany. Tak więc NARUSZEWICZ, pod r. 1074, Tom V, kar. 65, bezzasadnie pisze, iż dawniejsi przed DŁUGOSZEM dziejopisowie polscy, nic o tym cudzie nie nadmienili.

 

(13) Tak modlącego się Stanisława słyszeli obecni mszy jego kapłani.

 

(14) O tym odrętwieniu i trwodze żołnierzy piszą: KADŁUBEK, DŁUGOSZ, NARUSZEWICZ i inni dziejopisowie polscy. – Jeśli się z uwagą zastanowimy nad tym zagadnieniem: dlaczego Wszechmocność Boska nie dopuściła żołnierzom zabić Stanisława, którego potem Bolesław własnymi zabił rękoma, przyjdziemy do tego przekonania, że, gdy Bolesław zamierzył sam odebrać życie Stanisławowi, należało przeto, aby na jego wyłącznie osobę spadło całe sprawiedliwej kaźni Bożej brzemię.

 

(15) Mat. r. 18, w. 17.

 

(16) Pisze NARUSZEWICZ pod rokiem 1080, na karcie 84, Historii naro­du polskiego: “Lubo Bolesław ukarania godzien, jako człowiek, za osobiste przewinienia, nie czuł się jednak sprawiedliwie być win­nym oddalenia od tego, co mu Bóg zrządził i krew dziedziczna”. Na to NARUSZEWICZA zdanie odpowiadamy: To prawda, że mówi Pismo św. “przez mnie królowie panują”, przypowieść Salomo­na r. 8; skoro atoli ziemscy książęta mają od Boga władzę i nad ludami panowanie, służy zatem Bogu prawo, przez władzę którą dał swemu Kościołowi, odjąć im to nad ludami panowanie, je­żeli stali się winnymi ciężkich nadużyć powierzonej im władzy.

 

(17) MARCIN GALL ks. 1, rozdz. 28.

 

(18) DŁUGOSZ ks. 3, karta 298, rok 1081. MIECHOWITA, KROMER, NARUSZEWICZ karta 86.

 

(19) Acta Sanctorum Tom 29, karta 239, Nota. NARUSZEWICZ rok 1080, karta 86, Nota 3.

 

(20) Dla skrócenia opisu żywota Stanisława świętego, nie umieści­liśmy tu licznych łask cudownych, które Bóg wszechmocny udzie­lał ludowi w rozmaitych życia przygodach u grobu Stanisława po jego kanonizacji.

Źródło: ultramontes.pl


Filed under: Ciekawe, Cuda, Kościół, Warto wiedzieć, Z prasy Tagged: biskup Stanisław, Cuda, męczennik Stanisław, wskrzeszenie zmaerłych, świety Stanisław

Wierz i módl się

Parametry jakie maja być spełnione gdy wydarzy się cud według zeznań wizjonerów w Garabandal.

$
0
0
1) – Cud ma się wydarzyć o 8:30 wieczorem w czwartek w gaiku sosnowym w miejscowości Garabandal, Hiszpania
2) – Ma się wydarzyć w marcu, kwietniu lub maju
3) – Ma się wydarzyć między 8  a 16 dniem któregoś z tych miesięcy
4) – Ma  się ta data pokryć z wielkim wydarzeniem w kościele
5) – Ma się wydarzyć w święto męczennika Eucharystii (młody człowiek wspomniano)
6) – Do tego czasu ma być tylko trzech papieży.
7) – Będzie to największy cud, jaki Jezus uczyni dla świata

Pierwszą rzeczą jaką zrobiłem było znalezienie wszystkich czwartków, które mieszczą się w marcu, kwietniu i maju według zasady o której mówi tabelka powyżej na najbliższe cztery lata. Poniżej znajduje się tabela z możliwymi terminami, które mieszczą się w ramach parametrów określonych przez wizjonerki z Garabandal.

14.03.13 11.04.13 09.05.13 16.05.13 13.03.14 10.04.14 08.05.14
15.05.14 12.03.15 09.04.15 16.04.15 14.05.15 10.03.16 14.04.16
12.05.16

Następną rzeczą, którą zrobiłem była próba zmniejszenia możliwych ilości dat poprzez znalezienie święta męczennika Kościoła za Eucharystie. Patrząc na spis 241 Świętych, których święto przypada między 8 a 16 w miesiącach marcu, kwietniu i maju. Ale jest problem ze znalezieniem, więc przechodzimy do następnej pozycji.
Następną rzeczą, było znalezienie wydarzenia w Kościele, występujące w te daty. Dla katolików , wielkim wydarzeniem w Kościele, które przychodzą na myśl są narodziny Jezusa, Śmierć, Zmartwychwstanie i Wniebowstąpienie. W oparciu o porę roku (marzec do maja), sensowne jest, aby spróbować znaleźć coś, co odnosi się do wielkiego cudu śmierci Jezusa, Zmartwychwstania i Wniebowstąpienia, a nie z okresu jego urodzenia (Boże Narodzenie). My jako chrześcijanie wiemy, że Biblia mówi, że Wniebowstąpienie Chrystusa do nieba miało miejsce 40 dni po Jego zmartwychwstaniu. My jako katolicy świętujemy ten dzień zawsze w czwartek. Dwie z tych dat są rzeczywiste wypadające w czwartek (zaznaczone poniżej w kolorze żółtym).

14.03.13 11.04.13 09.05.13 16.05.13 13.03.14 10.04.14 08.05.14
15.05.14 12.03.15 09.04.15 16.04.15 14.05.15 10.03.16 14.04.16
12.05.16

Tak, że pozostaje 09 maja 2013 i 14 maja 2015. Prawdę mówiąc, myślę, że możemy powiedzieć, że te daty spełniają ostatni wymóg też. Jaki święty był męczennikiem za Eucharystie? Ważniejsze, kto jest najważniejszą osobą, która kiedykolwiek umarła za  Eucharystię?

Czy to nie jest Chrystus?

Dziś na czacie:
godz.21;15 Koronka Pokoju  w intencji czytelników bloga o ochronę przed szatanem.

Rozmowy dokończone :) Temat – Wielki cud-huragan w USA – Zamach w Smolensku.


Filed under: Apokalipsa, Ciekawe, Cuda, Objawienia, Orędzia Ostrzeżenie, Proroctwa Tagged: Garabandal, ostrzeżenie, wielki cud

Znak Krzyża w Medjugorje 15 .8.2012r.


Pierwsze 2 tajemnice Medjugorje ostrzeżeniem

$
0
0

Wizjonerka Mirjana Soldo mówi że dwie pierwsze tajemnice dotyczące  przyszłych zdarzeń będą ostrzeżeniem dla mieszkańców Medjugorje , mówi kapłan O.Petar który został przez widzącą wybrany aby ogłaszać te zdarzenia. Tajemnice te pociągną jeszcze więcej osób do Medziugorja, a także będą miały pierwszorzędne znaczenie dla oficjalnego uznania przez Kościół, mówi ks. Petar Ljubicic.

To miejscowi mieszkańcy z Medjugorje będą głównymi odbiorcami  przyszłych wydarzeń zawartych w pierwszych dwóch tajemnicach z 10 tajemnic proroczych   które przekazała Maryja  wizjonerce Mirjanie Soldo. Obie tajemnice będą  będą ostrzeżeniem mówi ks. Petar Ljubicic, kapłan wybrany przez Mirjanę by ogłosić wydarzenia w jej imieniu.

“Rozmawiając ze mną, Mirjana ujawniła mi, że ​​dwie pierwsze tajemnice dotyczą Medziugorja. Zawierają ostrzeżenie i ważne ostrzeżenie dla wiernych z parafii Medziugorje “Franciszkanin powiedział to do  włoskiej grupy pielgrzymów do Królowej Pokoju z Medjugorje.

“Myślę, że ujawnienie tajemnic pomoże nam stać się bardziej poważnymi i bardziej świadomymi naszej odpowiedzialności” powiedział.

Fr. Petar powtórzył, że ​​wydarzeniem wynikającym z trzeciej tajemnicy będzie widoczny znak na Górze Objawień w Medjugorje. Przez 30 lat, wszyscy z sześciu wizjonerów w Medziugorju przepowiadali nadejście tego trwałego znaku, mającego na celu doprowadzenie ludzi do nawrócenia. Ale czekanie na znak byłoby błędem i nieporozumieniem, mówi ksiądz, który ujawnia również, że proroctwo dane mu przez Medjugorje od wizjonerów już się poniekąd spełniły:

“Dla wszystkich, (stały znak) jest znakiem nawrócenia. Nie wolno nam zapominać, że tym razem jest to czas nawrócenia i modlitwy. Jest to czas duchowego oczyszczenia i czas radosnego wyboru  Boga. Dlatego chciałbym jeszcze raz podkreślić, że nie należy oczekiwać na znak, aby się nawrócić. Na przykład, jeśli będziemy czekać na znak, może dla nas  być już za późno “, mówi ks. Petar Ljubicic.

“W styczniu 1982 wizjonerka powiedziała mi, że Matka Boża powiedziała, że ​​totalitaryzm komunistyczny upadnie, ale Chorwacja nie będzie wolna. “

Franciszkanin stwierdza dalej że objawienie tajemnic wpłynie zarówno na liczbę ludzi, którzy będą przybywać do Medziugorja, jak i na postawę Kościoła wobec objawień, i cały obraz Medjugorja w świecie:

“Faktem jest, że co roku tysiące pielgrzymów przyjeżdża do Medziugorja. Kiedy tajemnice zostaną ujawnione, na pewno będzie ich jeszcze więcej , przyjadą nawet tacy, którzy dotychczas nie wykazali żadnego zainteresowania tym miejscem. W każdym razie, przyszłość Medziugorja będzie znacząca. Będzie bardziej duchowym magnesem powiedział ks. Petar Ljubicic .

“Z pewnością mamy prawo przypuszczać, że objawienie tajemnic będzie miało pierwszorzędne znaczenie dla kościelnego uznania”, dodaje.

“Nie zastanawiać się, co się stanie”

Franciszkanin stwierdził że mimo iż udzieliłem wiele nowych informacji na temat tajemnic, w tej rozmowie to głównym moim zamiarem  jest napomnienie, by nie iść w stronę spekulacji o tajemnicach. Chcę abyście na tajemnice popatrzyli z właściwej perspektywy, chwila obecna teraz jest ważniejsza niż myślenie o przyszłych wydarzeniach:

“Tajemnica, jak wskazuje nazwa, są tajne. Nic nie wiemy o ich treści. Można tylko powiedzieć, że tajemnice dotyczą przyszłych wydarzeń, które wydarzą się w określonym miejscu w określonym czasie. Ale co się stanie, nie wiemy. Więc nie powinniśmy zastanowić się nad tym powiedział ks. Petar Ljubicic.

“Musimy brać pod uwagę istnienie tych tajemnic jako pomoc dla nas, abyśmy poważnie traktowali nasze  życie, które dał nam Bóg, i korzystali z czasu danego nam dla naszego zbawienia i dla zbawienia naszych dusz. Oznacza to że mamy  żyć w taki sposób, aby być gotowymi stawić się u Boga w każdej chwili. “

“Jeśli będziemy żyć w ten sposób, zawsze będziemy gotowi na spotkanie z Bogiem. Idąc z Nim, z Bogiem  nie powinniśmy się bać objawienia tajemnic, i dlatego nie jest to konieczne, aby myśleć co gdzie  kiedy się wydarzy.”

“Te objawienia mają nam pomóc zrozumieć, że każda chwila naszego życia jest ważna. Musisz żyć w całkowitym oddaniu się Bogu i błogosławić Go swoimi modlitwami. Oznacza to, że zawsze trzeba wybierać Boga a to sprawi że stanie się  łatwiejszym ciężar życia “, powiedział ks. Petar Ljubicic.

“Historia objawień Dziewicy Maryi pokazuje, że Ona  zawsze jest z nami, gdy są wielkie zagrożenia dla świata. Po prostu patrząc na ostatnie 150 lat, widzimy, Jej miłość i troskę o nasze potrzeby jak nam to już nie raz pokazała objawiając się. Objawiając się  Matka Boża chce, aby uniknąć najgorszego.

Streszczenie artykułu z Medjugorje Today


Filed under: Ciekawe, Cuda, Medziugorje, Warto wiedzieć, Z prasy Tagged: Medjugorje, O.Petar, tajemnice medjugorje

NAJSŁYNNIEJSZY MEDALIK ŚWIATA

$
0
0

MATKA BOŻA PROSIŁA,
ABY WSZYSCY GO NOSILI

27 listopada 1830 roku siostrze Katarzynie Labouré ukazała się Najświętsza Maryja Panna i poleciła jej rozpowszechnić ten Medalik wśród ludzi, powiedziała: Postaraj się o wybicie medalika według tego wzoru. Wszyscy, którzy będą go nosili, dostąpią wielkich łask, szczególniej jeśli będą go nosili na szyi.
NAJSŁYNNIEJSZY MEDALIK ŚWIATA
Cudowny Medalik noszą miliony osób na całym świecie. Wielu z nich otrzymało łaski obiecane przez Matkę Bożą. To nie przypadek, że właśnie ten medalik jest tak niezwykle ceniony. To przecież dar od Maryi.

OPIS CUDOWNEGO MEDALIKA

Matka Boża dokładnie opisała jak ma wyglądać Jej Medalik.

AWERS:

Najświętsza Maryja Panna stoi na kuli ziemskiej, swą stopą miażdży węża – szatana.
Z Jej rąk wychodzą świetliste promienie, symbolizujące łaski, które otrzymują wszyscy, proszący z ufnością.
W otoku medalika, widnieje tekst modlitwy: “O Maryjo bez grzechu poczęta, módl się za nami, którzy się do Ciebie uciekamy”.
REWERS:

Duże “M”, nad którym góruje krzyż Pański symbolizuje uczestnictwo Matki Bożej w męce Jezusa.

Wokół znajduje się dwanaście gwiazd tworzących koronę Niepokalanej Maryi Dziewicy.
Najświętszemu Sercu Jezusowemu, otoczonemu koroną cierniową towarzyszy Serce Maryi przebite mieczem, jest to symbol Jej bólu.
Strony związane z cudownym medalikiem

Filed under: Cuda, Kościół, Objawienia Tagged: cudowny medalik

Prezydent Ugandy przeprosił Boga za grzechy narodu i swoje.

$
0
0

Wspaniałe rzeczy się dzieją w różnych częściach świata. Tylko u nas w Polsce jakby coraz gorzej. Może władza nasza weźmie wzór z Prezydenta Ugandy??

Chrześcijański prezydent Ugandy przeprosił Boga za grzechy narodu.​​ New Vision informuje że prezydent Yoweri Museveni podczas obchodów 50. rocznicy niepodległości Ugandy uwalniając się z pod niewoli  Wielkiej Brytanii , publicznie żałował za swoje osobiste grzechy i grzechy narodu.

“Stoję tu dziś, aby zamknąć złą przeszłość, a zwłaszcza tą z ostatnich 50 lat naszej historii narodowej. Stoję tu w swoim imieniu i w imieniu moich poprzedników aby wyrazić  skruchę. Prosimy o przebaczenie “. Museveni modlił się.”Wyznajemy te grzechy, które znacznie utrudniają naszą narodową spójność i opóźniają naszą polityczną, społeczną i gospodarczą transformację. Wyznajemy grzechy bałwochwalstwa i czarów, które są szalonymi na naszej ziemi. Wyznajemy grzechy przelania niewinnej krwi, grzechy politycznej hipokryzji, nieuczciwości, intrygi i zdrady, “Museveni powiedział.”Odpuść nam Panie grzechy pychy, sekciarstwa, grzechy lenistwa, obojętności i nieodpowiedzialności; grzechy korupcji i przekupstwa, które rozprzestrzeniły się w  naszym narodzie, grzechy niemoralności seksualnej, pijaństwa i rozpusty, grzechy bezwzględności, goryczy, nienawiści i zemsty ; grzechy niesprawiedliwości, ucisku i wyzysku; grzechy buntu, niesubordynacji, kłótni i konfliktów. Następnie prezydent poświęcił Ugandę Bogu. “Chcemy poświęcić ten naród tak, że Bóg będzie naszym Bogiem i przewodnikiem. Chcemy by Uganda była znana jako naród, który boi się Boga i jako naród, którego fundamenty są mocno zakorzenione w prawości i sprawiedliwości, aby wypełnić to, co Biblia mówi w Psalmie 33:12: Błogosławiony naród, którego Bogiem jest Pan. Uganda uzyskała niepodległość od Wielkiej Brytanii 08 października 1962. Modlitwa prezydenta  Museveni jest wzorem dla wszystkich przywódców chrześcijańskich na świecie. Aktywiści homoseksualni skrytykowali rząd Ugandy i Museveniego za przejęcie ostrego  prawa dotyczącego homoseksualistów. Parlament uchwalił kary więzienia za czyny homoseksualne i obejmuje sankcje karne dla tych, którzy zachęcają lub promują homoseksualizm.

Tutaj Bóg mówi że będzie Błogosławił Afryce. Orędzie z  26 11 2012, jakby natychmiastowa odpowiedz na modlitwę Prezydenta.

http://wingsofprophecy.blogspot.com/

Streszczenie ze strony http://www.wnd.com/2012/11/ugandan-president-repents-of-personal-national-sins/


Filed under: Ciekawe, Cuda, Kościół, Nawrócenia, Patriotyzm, Warto wiedzieć, Z prasy, Świat innymi oczami Tagged: nawrócenie, Przeproszenie Boga, Uganda

Św. Michale Archaniele wstaw się za mną!

$
0
0

W 1950 r. pewien amerykański żołnierz, biorący udział w wojnie w Korei, napisał list do matki. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że list zawierał wyznanie, które obiegło cały świat. W 1951 r. kapelan wojskowy odczytał go w obecności pięciu tysięcy żołnierzy w bazie Marynarki Wojennej w San Diego w stanie Kalifornia. Kapłan wyjawił, że rozmawiał z żołnierzem rannym na polu bitwy w Korei, z jego matką oraz sierżantem, który stał na czele patrolu. Tym kapelanem był ks. Walter Muldy. A oto treść listu napisanego przez rannego żołnierza do matki.

Kochana Mamo!
Nie ośmieliłbym się o tym napisać do nikogo innego jak tylko do Ciebie, ponieważ nikt inny nie uwierzyłby w to, co zamierzam opisać. Być może i Tobie trudno będzie w to uwierzyć, ale ja muszę o tym komuś powiedzieć.

Przede wszystkim piszę do Ciebie z łóżka szpitalnego. Nie martw się! Zostałem ranny, ale już czuję się dobrze. Lekarze mówią, że wrócę do zdrowia w ciągu miesiąca. Ale nie o tym chciałem Ci opowiedzieć.

Pamiętasz, jak rok temu wstępowałem do armii? Pamiętasz, jak opuszczałem dom i mnie przestrzegałaś, żebym każdego dnia modlił się do św. Michała Archanioła? Wcale nie musiałaś mi o tym przypominać. Odkąd tylko sięgam pamięcią, zawsze mi powtarzałaś, żebym się modlił do tego Archanioła. Nawet dałaś mi imię na jego cześć. No cóż, mogę Cię zapewnić, że zawsze o tym pamiętałem.

Kiedy trafiłem do Korei, modliłem się nawet jeszcze więcej. Czy pamiętasz tę modlitwę, której mnie nauczyłaś?: Św. Michale Archaniele, który w brzasku swego istnienia wybrałeś Boga… Resztę sama znasz. Zawsze ją odmawiałem. Czasami nawet, gdy maszerowaliśmy albo zatrzymywaliśmy się na odpoczynek, uczyłem jej moich towarzyszy broni.

Pewnego razu wysłano nas na zwiad w poszukiwaniu komunistów. Było bardzo zimno. Z ust wychodziły nam kłęby pary, jakbyśmy palili cygara. Myślałem, że znam wszystkich chłopaków z patrolu. A tymczasem, nagle obok mnie pojawił się jakiś żołnierz, którego nigdy wcześniej nie widziałem. Był większy od wszystkichmarines, których kiedykolwiek spotkałem. (…) Czułem się bezpiecznie, mając go u swojego boku. W każdym razie maszerowaliśmy razem obok siebie, a reszta patrolu się rozproszyła. Zagadnąłem go:

– Zimno dzisiaj, nieprawdaż? – I zacząłem się śmiać. Czyż nie jest absurdalne mówienie o pogodzie, kiedy w każdej chwili można być trafionym?

Mój kolega wydawał się rozumieć, co mam na myśli. Słyszałem jak się śmiał, ale nie tak głośno jak ja. Spojrzałem na niego i powiedziałem:

– Nigdy Cię wcześniej nie widziałem. Myślałem, że znam wszystkich z naszego oddziału.
– Właśnie dopiero co dołączyłem – odrzekł. – Jestem Michał.
– Coś takiego?! – zdziwiłem się. – To tak jak ja.
– Wiem – odparł i zaczął się modlić: – Św. Michale Archaniele, który w brzasku swego istnienia wybrałeś Boga…

Byłem tak zaskoczony, że przez chwilę milczałem. Zastanawiałem się, skąd znał moje imię i modlitwę, której mnie nauczyłaś? Potem jednak uśmiechnąłem się sam do siebie. Pomyślałem sobie, że przecież każdy chłopak w oddziale mnie znał. Czyż nie recytowałem jej każdemu, kto tylko chciał jej słuchać? Dlaczego teraz nie mieliby jej kojarzyć ze mną?

Przez moment szliśmy nic nie mówiąc, po czym Michał przerwał milczenie:

– Za chwilę będziemy mieli kłopoty.

Z jego twarzy zniknął uśmiech. Pomyślałem sobie, że to żadna rewelacja, przecież wiadomo było, że wszędzie są komuniści i że w każdej chwili mogliśmy się na nich natknąć. Śnieg zaczął sypać mocniej, tworząc wkoło wielkie zaspy. W chwilę później cała okolica pokryła się grubą warstwą białego puchu. Zrobiło się ciemniej i pojawiła się mgła. Maszerowałem dalej, ale już nie widziałem mego towarzysza broni.

– Michał! – nagle zawołałem przestraszony i poczułem jego mocną dłoń na plecach.
– Wkrótce się przejaśni – zapewnił mnie donośnym głosem.

Jego przewidywania się sprawdziły. Niebawem, w ciągu kilku minut śnieg przestał sypać i wyszło słońce. Rozejrzałem się dookoła. Mało serce mi nie zamarło! Przed nami stało siedmiu komunistów w swoich śmiesznych kufajkach, spodniach i czapkach. Ale wcale nie było mi do śmiechu. Stali z karabinami wycelowanymi prosto w nas!

– Michał, padnij!– krzyknąłem i sam osunąłem się na ziemię. Słyszałem jak komuniści bez przerwy strzelali. Słyszałem jak świstały kule. A Michał wciąż stał! Mamo, ci faceci nie mogli spudłować. Spodziewałem się, że ciało Michała podziurawią dosłownie jak sito. Ale on wciąż stał i nawet się nie bronił. Nie strzelał. Był sparaliżowany strachem. To się czasami zdarza, nawet najdzielniejszym żołnierzom. Był jak ptak zahipnotyzowany przez węża. W końcu sam podniosłem się z ziemi i doskoczyłem do niego, by go powalić. Wtedy poczułem ciepło w piersi. Zawsze chciałem wiedzieć, jak to jest, gdy się zostanie trafionym. Teraz już to wiem. Poczułem jeszcze silne ramiona, które mnie objęły i delikatnie położyły na ziemi. Otwarłem oczy, by jeszcze raz spojrzeć na świat. Byłem umierający.Być może promienie słoneczne mnie oślepiły, albo po prostu byłem w szoku, ale wydaje mi się, że widziałem Michała wciąż stojącego, a jego twarz jaśniała niewypowiedzianym pięknem.Jak już mówiłem, być może to światło słoneczne odbijające się w moich oczach sprawiło, że widziałem Michała, jak się zmieniał. Stawał się coraz większy. Jego ramiona jakby się rozrastały. Przypominał anioła. W dodatku w ręku trzymał miecz. Miecz, który rozbłysnął milionem świateł.

Cóż, to wszystko, co zapamiętałem, zanim zemdlałem. Później podbiegli do mnie kompani. Nie mam pojęcia, jak długo byłem nieprzytomny. Teraz i wtedy nie czułem gorączki ani bólu. Pamiętam, jak opowiadałem im o wrogu, który znajdował się tuż przed nimi. W końcu zapytałem ich:

– Gdzie jest Michał? – Widziałem jak się dziwili. – Kto? – spytał któryś z moich kumpli.

– Michał, taki wielki żołnierz, który szedł obok mnie, zanim nas spotkała ta zamieć– powiedziałem.
– Chłopcze – odparł sierżant. – Nikt nie szedł obok ciebie. Obserwowałem cię. Za bardzo się od nas oddaliłeś. Właśnie miałem cię zawołać, gdy zniknąłeś mi we mgle.Spojrzał na mnie. Widać było, że coś go trapi. Po chwili łagodnie zapytał:– Jak tego dokonałeś chłopcze?
– Czego?! – spytałem trochę zły i zacząłem od nowa dociekać, gdzie jest Michał.
– Synu – przerwał delikatnie sierżant. – Znam wszystkich żołnierzy ze swojego oddziału. Ty jesteś jedynym Michałem w naszej grupie. Nie ma w niej żadnego innego Michała.

Przerwał na moment i po chwili ponownie spytał: 
– Jak tego dokonałeś synu? Słyszeliśmy strzały. To nie były strzały wystrzelone z twojego karabinu. Kul nie znaleźliśmy także w ciałach siedmiu zabitych tam na wzgórzu.

Nie odezwałem się na te słowa. Bo co miałem powiedzieć? Mogłem tylko patrzeć na nich zdziwiony, tak samo jak oni patrzyli na mnie.

Sierżant ponownie przemówił:
– Chłopcze – powiedział delikatnie – każdy z tych siedmiu komunistów zginął od uderzenia mieczem.
To wszystko, Mamo. Jak już wspominałem, być może promienie słoneczne mnie oślepiły i to wszystko mi się zdawało, a być może zimno to sprawiło. Sam nie wiem, ale musiałem o tym komuś powiedzieć.

Całuję Cię,
Twój kochający syn Michał.

* * *
Kapelan Muldy oraz sierżant stojący na czele patrolu zapewniali, że historia ta jest prawdziwa. Jest ona także dobrze znana wśród amerykańskich żołnierzy.Oprac. Agnieszka Stelmach
Święty Michale Archaniele,
który w brzasku swego istnienia wybrałeś Boga
i całkowicie oddałeś się spełnianiu Jego świętej woli.
Wstaw się za mną do Stwórcy, abym dzisiaj,
za Twoim przykładem, na początku nowego dnia,
otwierając się na działanie Ducha Świętego,
w każdej chwili dawał się Bogu,
wypełniając z miłością Jego świętą wolę.
Niech razem z Tobą wołam bez ustanku:
Któż jak Bóg! Przez Chrystusa Pana naszego.
Amen.

Objawienia

Historia amerykańskiego żołnierza nie jest jedyną, jaką o Świętym Michale Archaniele poznał świat.

1932 roku ks. Bartłomiej Sławiński napisał godzinki, ku czci Świętego Michała. Z tekstu zatwierdzonego przez ówczesnego wikariusza generalnego kurii krakowskiej biskupa Stanisława, możemy się wiele dowiedzieć o postaci św. Michała. Oto fragment jednego z hymnów godzinek: „Święty Michał Archanioł tak ludzi miłuje, że im się i widzialnie nieraz ukazuje.” Zanim poznamy cały tekst godzinek, przyjrzymy się historiom objawień.

Na Górze Gargano, we Włoszech znajduje się obecnie najsłynniejsze sanktuarium św. Michała. Początki Sanktuarium sięgają końca V i pierwszych dziesięcioleci VI wieku. Najstarsze źródła pisane świadczące o starożytności tego miejsca to: dwa listy papieża Gelazego I pisane na przełomie 493 i 494 roku, pierwszy – do biskupa Giusto z Larino i drugi – do biskupa Potenza Herculentiusa (492 – 496), a także krótka wzmianka w Martirologium Geronimiańskim pod datą 29 września. Innym źródłem pisanym jest tzw. Liber de apparitione sancti Michaelis in Monte Gargano. Wersja z VIII wieku ukazuje w sposób szczegółowy a zarazem sugestywny cudowne wydarzenia, które dały początek kultowi Świętego Michała Archanioła na Górze Gargano. Źródłem tego kultu są cztery objawienia, które miały miejsce na przestrzeni wieków. Ich opis, ukazany w sposób prosty a zarazem barwny, daje świadectwo cudowności wydarzeń, które tam się rozegrały.
I. Zgubiony byk Pierwsze objawienie, które według tradycji miało miejsce w roku 490, jest określane jako epizod zagubienia byka. Pewnego dnia bogatemu włościaninowi z Siponto (według niektórych identyfikowany z Elvio Emanuele, przywódcą wojsk Sipontu) doniesiono o zagubieniu się najpiękniejszego byka z jego stada, pasącego się na wzgórzach Gargano. Właściciel po usilnych poszukiwaniach we wszystkich możliwych miejscach, w końcu znalazł go na szczycie góry u wejścia do groty. W odruchu gniewu napiął łuk i wypuścił strzałę, aby ukarać śmiercią nieposłuszne zwierzę. Ale strzała zamiast ugodzić byka, w sposób niewytłumaczalny zawróciła i zraniła strzelającego. Wstrząśnięty tym wypadkiem właściciel udał się do biskupa, aby mu donieść o niezwykłym wydarzeniu, jakie miało miejsce na szczycie góry. Biskup niezwłocznie zarządził trzy dni modlitw i pokuty. Kiedy chylił się ku wieczorowi ostatni dzień modlitw, biskupowi ukazał się Święty Michał Archanioł i przemówił do niego tymi słowami: Ja jestem Archanioł Michał stojący przed obliczem Boga. Grota jest mnie poświęcona; ja sam jestem jej strażnikiem… Tam, gdzie się otwiera skala, będą przebaczone grzechy ludzkie… Modlitwy, które będziecie tu zanosić do Boga, zostaną wysłuchane. Idź w góry i poświęć tę grotę dla kultu chrześcijańskiego. Ponieważ ta góra była tajemnicza i prawie niedostępna, a ponadto była także miejscem kultu pogańskiego, biskup długo wahał się, zanim zdecydował się wypełnić polecenie Archanioła.

II Epizod zwycięstwa Drugie objawienie Świętego Michała zwane epizodem Zwycięstwa, tradycyjnie datowane jest na rok 492. Według dzisiejszych historyków wydarzenia, do których to objawienie nawiązuje, miały miejsce podczas wojny między księciem Longobardzkim Grimoaldo a Grekami w latach 662-663, kiedy to zwycięstwo odniesione 8 maja, Longobardzi uznali za owoc pomocy i wstawiennictwa Świętego Michała Archanioła. Tradycja mówi, że miasto Siponto podczas oblężenia przez wojska nieprzyjacielskie było już bliskie poddania się. Biskup, Św. Wawrzyniec, uzyskał u nieprzyjaciół trzy dni zawieszenia broni i w tym czasie zwrócił się o pomoc do przywódcy wojsk niebieskich w ufnej modlitwie wspartej pokutą. Po trzech dniach modlitw ukazał mu się Św. Michał, który przepowiedział szybkie i całkowite zwycięstwo. Ta obietnica wlała nadzieję w serca oblężonych mieszkańców Sipontu. Pokrzepieni nią obrońcy wyszli z miasta i wzięli udział w zaciętej bitwie, której towarzyszyły grzmoty, błyski i huki o nadzwyczajnej mocy. Zwycięstwo wojsk Sipontu było całkowite, a wojska nieprzyjacielskie zostały pogromione.

III Epizod poświęcenia Trzecie objawienie nazwane jest epizodem poświęcenia. Według tradycji w roku 493, po zwycięstwie, biskup zdecydował się wykonać polecenie Archanioła i poświęcić grotę ku jego czci jako znak uznania i podziękowania za pomoc. Pasterz diecezji Siponto umocnił się dodatkowo w swoim postanowieniu dzięki pozytywnej opinii danej przez papieża Gelazego I (492-496). Po raz kolejny objawił mu się Archanioł i oznajmił, że On sam osobiście poświęcił już grotę. Wtedy Św. Wawrzyniec wraz z innymi siedmioma biskupami z Apulii, z ludem i duchowieństwem Siponto udał się w procesji do świętego miejsca. Podczas drogi miało miejsce przedziwne zdarzenie: nad głowami biskupów pojawiły się orły, które chroniły ich od silnych promieni słonecznych. Po przybyciu do groty w jej wnętrzu znaleźli kamienny ołtarz, przykryty szkarłatnym suknem i nad nim krzyż. Oprócz tego, jak przekazuje legenda, Święty Michał na znak swojej obecności pozostawił na skale odcisk stopy dziecka. Święty Biskup pełen radości złożył Bogu ofiarę eucharystyczną. Wydarzenie to miało miejsce 29 września 493 r. Od czasu tych nadzwyczajnych wydarzeń Grota cieszy się tytułem Niebiańskiej Bazyliki, gdyż jako jedyna świątynia na świecie nie była ona nigdy poświęcona ręką ludzką.

IV Ostatnie objawienie Był rok 1656, na terenie dzisiejszych Włoch szalała dżuma. Miejscowy biskup Alfonso Puccinelli, zdając sobie sprawę z niebezpieczeństwa, jakie groziło miastu, zwrócił się z prośbą o pomoc do Św. Michała. Pasterz chciał wręcz wymóc wolę Bożą wkładając w rękę figury Św. Michała tekst modlitwy sformułowanej w imieniu wszystkich mieszkańców miasta. I oto 22 września o świcie, podczas modlitwy w pokoju pałacu biskupiego w Monte Sant’ Angelo, usłyszał jakby trzęsienie ziemi. W olśniewającym blasku ukazał mu się Św. Michał, polecając mu poświęcić kamyki pochodzące z groty, na których ma być wyżłobiony znak krzyża i dwie litery M. A. (Michał Archanioł). Według słów Archanioła, ktokolwiek będzie posiadał i ze czcią przechowywał taki kamyk, uchroni się od choroby. Biskup z wiarą przyjął polecenie Zwiastuna Bożych Wyroków. Zgodnie z obietnicą Św. Michała, nie tylko miasto, ale i wszyscy ci, którzy posiadali poświęcone kamyki, w krótkim czasie zostali uwolnieni od zarazy. Na wieczną pamiątkę tego cudu, biskup zarządził wzniesienie pomnika ku czci Św. Michała na placu naprzeciw pałacu biskupiego, w którym miało miejsce to cudowne wydarzenie. Napis w języku łacińskim umieszczony na pomniku jeszcze dziś przypomina nam o tym niezwykłym wydarzeniu: KSIĘCIU ANIOŁÓW, ZWYCIĘZCY ZARAZY PATRONOWI I OPIEKUNOWI POMNIK NA WIECZNĄ WDZIĘCZNOŚĆ ALFONSO PUCCINELLI 1656.

Objawienia Świętego Michała Archanioła miały miejsce nie tylko na górze Gargano. W roku 590, w którym papieżem został Grzegorz Wielki, Rzym nawiedziła jedna z najcięższych w historii tego miasta zaraza, która dziesiątkowała miasto. Można było przypuszczać, że była to kara Boża za grzechy rozwiązłości. Grzegorz Wielki zarządził procesję pokutną prowadzoną z siedmiu świątyń rzymskich dobazyliki Matki Bożej Większej, gdzie papież elekt wygłosił wielkie przemówienie o modlitwie i pokucie. Podczas procesji nad mauzoleum Hadriana, Grzegorz zobaczył Michała Archanioła chowającego skrwawiony miecz. Papież przyjął ten znak, jako koniec zarazy i ogłosił to wiernym. Zaraza ustąpiła, choć jeszcze podczas samej procesji umarło około 800 osób. Do dziś nad mauzoleum Hadriana, zwanym Zamkiem Świętego Anioła, dominuje posąg Świętego Michała przypominający mieszkańcom Rzymu o tych dramatycznych wydarzeniach, zwieńczonych anielskim objawieniem.

Śladem objawień Św. Michała Archanioła przenosimy się z Włoch do Francji, gdzie w VI wieku Św. Michał ukazuje się wodzowi Franków, Koldwigowi. Ujrzał on Archanioła wspomagającego jego wojska. W dowód wdzięczności, po zwycięskiej bitwie pod Tolbikiem, wspólnie z biskupem Remis, poświęcił państwo Franków Św. Michałowi. Kolejni królowie Francji przyjęli zwyczaj poświęcania swego królestwa Św. Michałowi. Ten piękny akt był powtarzany, aż do panowania Ludwika XIV. On jako pierwszy nie dokonał tego poświęcenia.

Myśląc o francuskich świętych nie sposób pominąć Joanny D`Arc, której wielokrotnie ukazywał się Św. Michał Archanioł zachęcając do walki o wolność i krzewienia we Francji życia chrześcijańskiego. Dzięki pomocy Bożej Joanna powiodła wojska w zwycięskiej bitwie pod Orleanem. Joanna szła do walki pod sztandarem Jezusa i Maryi. Niestety Joanna dostaje się w ręce Anglików, a ci 30 maja 1431 roku spalili ją na stosie jako heretyczkę i czarownicę. Podczas egzekucji Joanna wołała: „ Święty Michale, Święty Michale ! Nie, moje głosy mnie nie zawiodły, Bóg mnie posłał”.

Po wieży Eilfel`a, w dzisiejszej Francji, najliczniej odwiedzana atrakcja turystyczna - Mont Saint Michel – jest kolejnym miejscem, na którym w sposób szczególny objawił się św. Michał Archanioł. Ta mała, skalista wyspa położona 1800 m od wybrzeża Normandii, gdzie przed wiekami druidzi oddawali cześć słońcu, stała się za sprawą Archanioła, najsłynniejszym we Francji miejscem kultu Wodza Zastępów Anielskich. Żyjącemu na przełomie VII/VIII w Biskupowi Avranches, Św. Aubertowi, ukazał się we śnie Św. Michał i nakazał mu wybudować kaplicę na pobliskiej skale. Aubert nie dowierzał sennemu objawieniu, dlatego Św. Michał ukazał się powtórnie i powtórzył swoją prośbę. Niestety i za drugim razem Św. Aubert nie uwierzył. Następnym razem Św. Archanioł objawił się Aubertowi, ale tym razem nie tylko ponowił nakaz, ale dotknął palcem głowy biskupa tak, iż pozostawił w jego czaszce trwałe wgłębienie, nie czyniąc mu przy tym żadnej krzywdy. W tym samym czasie na skalistej granitowej górze wytrysnęło źródło słodkiej wody.

W tamtych latach miejsce wskazane przez Archanioła na budowę kaplicy nie było wyspą. Morze nie wdzierało się tak głęboko w ląd. W roku 708 Św. Aubert wybudował na tym skalistym wzgórzu kaplicę. Dało to początek rozwoju kultu św. Michała. Normański wódz, Ryszard I, chcąc umocnić i rozwijać kult św. Michała, w roku 966 sprowadza na to miejsce Benedyktynów. W XI wieku mnisi zaczęli spisywać pierwsze księgi o cudach i objawieniach. W krótkim czasie Monet-Saint-Michel stało się jednym z najczęściej odwiedzanych miejsc przez pielgrzymów. Filip II (+1223) rozbudował kościół i wybudował klasztor. W czasie Rewolucji Francuskiej (1792-1799) wypędzono z opactwa zakonników i utworzono tam więzienie, które funkcjonowało aż do 1863 roku. W 1874 roku miejsce to uznano za zabytkowe, a w 1979 wpisane zostało na listę Światowego Dziedzictwa UNSCO. Przez wieki opactwo było miejscem nieskutecznych ataków wrogich wojsk. Nie udało się go przejąć Anglikom podczas wojny 100-letniej ani protestantom w okresie wojen religijnych.

Kolej na Hiszpanię, gdzie Książę Niebieski ukazuje się podczas oblężenia Saragossy (XIIw.) uwalniając miasto od Arabów. Hiszpanie tej interwencji Archanioła zawdzięczają zwycięstwo nad Maurami i zjednoczenie w jedno państwo. W XIX w. , wHiszpańskim San Colombo, karmelitanka, siostra Filomena, widząc niebezpieczeństwa grożące w tamtych czasach Kościołowi, modli się żarliwie o pomoc. W odpowiedzi ukazuje jej się dwukrotnie Święty Michał. „Rozgłaszaj moją wielkość”- powtarza trzykrotnie.To przesłanie otrzymała s. Filomena przy pierwszym objawieniu. Za drugim razem ujrzała Najświętsze Serce Pana Jezusa, z Matką Bożą i św. Michałem Archaniołem u boku, obrazujące wyjednywane przez Maryję łaski, dla uratowania Kościoła, które miał roznieść właśnie św. Michał. Świątobliwa siostra uświadomiła sobie wielkość i znaczenie Świętego Michała, którego pomocy winniśmy przywoływać, aby sprawom naszej wiary i Kościoła dopomóc. O pomoc do Św. Michała zwrócił się w XV w. król Portugalii Alfonso Enriquez. Widząc jak okrutnie Maurowie traktują napadane wioski i miasteczka, prosi Archanioła o pomoc. W decydującej bitwie nie ginie żaden Portugalczyk, a Maurowie uciekają w popłochu. W Belgii(Antwerpia) szalała w XVI w. epidemia zwana „anielskim potem”. Uwolnienie od niej zawdzięczane jest Świętemu Michałowi. Przez dwa kolejne wieki 29 września uroczyście obchodzono rocznicę tego wydarzenia. Wspaniałym świadectwem kultu św. Michała w Belgi jest Brukselska katedra wzniesiona ku jego czci. W XV w.Św. Michał ukazuje się na Węgrzech przychodząc z pomocą armii chrześcijan odpierającą turecką nawałnicę sułtana Mahomeda II.

Król Dacji – Mulchoares (Dacja – kraina historyczna na obszarze dzisiejszej Rumunii) w obliczu choroby nowonarodzonych bliźniąt modlił się do Św. Michała Archanioła. Zaniósł dzieci do kościoła i ofiarował je Świętemu Michałowi. Ujrzał wtedy Archanioła i usłyszał słowa: „Jestem Michał, którego ty i twój lud przywoływaliście. Zaniosłem twe prośby do Boga, który z zadowoleniem ocalił życie twym dzieciom. Trzymaj je przy życiu, a ja i inne anioły będziemy się nimi opiekować. Bóg pragnie również uzdrowić ciebie, lecz musisz podziękować aniołowi, który jest księciem twojego królestwa. Pokochaj go, a ja przedstawię cię jemu.”Po tych słowach, ubrany w strój królewski Archanioł ukoronował monarchę, uzdrowił i pobłogosławił. Te słowa Św. Michała potwierdzają tradycję Danielową o Aniołach stróżach poszczególnych krajów.

W Meksyku, w okolicy wioski zwanej „Santa Maria del nacimiento de Cristo” mieszkał pobożny indianin , Diego Lazzer, który wiarę katolicką przyjął od misjonarzy. W 1631 r ukazał mu się Św. Michał oznajmił, że za jego sprawą w skale , między dwoma dębami powstało źródło, z którego wypływa uzdrawiająca woda. Diego miał o tym fakcie powiadomić wszystkich mieszkańców wioski. Obawiając się ośmieszenia, zachował całą te historię tylko dla siebie. Za karę Św. Michał dotknął go chorobą. Kiedy leżał chory , 7 maja 1631 r. ukazał się otoczony światłością Św. Michał i zaprowadził chorego do cudownego źródła. Diego odzyskawszy zdrowie, przyprowadza mieszkańców wioski do źródła, którzy pijąc cudowną wodę również zostali uzdrowieni. W miejscu tym wybudowano kościół ku czci Św. Michała Archanioła.

„Kwiat Północy” tak nazywano mistyczkę i wizjonerkę św. Brygidę Szwedzką. Święta miała szczególny kontakt z aniołami. Pod dyktando jednego z nich z nich napisała 21 lekcji brewiarzowych. Często słyszała głosy Anielskie śpiewające hymny Bogu. „ Pewnego dnia , kiedy byłam na Mszy Świętej zobaczyłam niezmierzoną liczbę Aniołów, którzy przybyli z Nieba i zgromadzili się wokół ołtarza, przyglądając się uważnie kapłanowi. Śpiewali pieśni zachwycające moje serce.” Dobrze o tym pamiętać kiedy uczestniczymy we Mszy Świętej i kapłan wzywa nas „ Razem z Chórami Aniołów..” do oddania chwały Bogu. Święty Michał ukazał się Brygidzie polecając jej, aby ze swą córką odbyła pielgrzymkę do sanktuarium Św. Michała we włoskim Gargano, co też Święta uczyniła.

Liczne objawienia Świętego Michała miały miejsce również w naszej ojczyźnie. W XIII w. Św. Michał ukazał się księciu krakowskiemu Leszkowi Czarnemu, obiecując zwycięstwo nad Jaćwingami, którzy napadali ziemię lubelską, palili i niszczyli wsie i miasteczka uprowadzając w niewolę mieszkańców. Po zwycięstwie Leszek Czarny wybudował w Lublinie kościół pod wezwaniem Św. Michała. Świątynia przetrwała do połowy XIX w.

Długosz opowiada w swoich kronikach jak Św. Michał przyczynił się od pokonania Masława, uzurpatora ziemi Płockiej, który wzywając do pomocy pogańskich Prusów, szykował się do bitwy z Królem Kazimierzem Odnowicielem. Archanioł ukazał się królowi podczas snu mówiąc: „ Powstań ! Z serca wyrzuć bojaźń, śmiele na wroga natrzyj, a przy pomocy Nieba wilki triumf odniesiesz.” Król opowiedział o tym swojemu wojsku rozpalając ich serca do walki z przeważającymi siłami wroga. Zapał rycerzy wzrastał, gdy podczas walki ujrzeli w powietrzu rycerza siedzącego na białym koniu w białych szatach i z białą chorągwią w ręku. Rycerz ten stawał zawsze tam, gdzie naszym wojskom groziło największe niebezpieczeństwo. Św. Michał w 60 lat po tych wydarzeniach wspomógł w walce z Pomorzanami króla Bolesława Krzywoustego. Archanioł ukazał się wojsku polskiemu rzucając złotą kulę na Nakło. Król Bolesław przyjął ten znak, jako pewnik zwycięstwa. Chcąc oszczędzić przelewu krwi zawarł rozejm. Rozejm został zerwany niespodziewanym atakiem przeciwnika w dniu św. Wawrzyńca. Wojsko, w odpowiedzi na ten nikczemny akt starło w proch nieprzyjaciela, a całe Pomoże przejęte strachem na zawsze wyrzeka się pogaństwa.

W roku 1065 pod Kircholmem Karol Chodkiewicz wzywa pomocy Św. Michała stając w obliczu miażdżącej przewagi liczebnej wojsk szwedzkich. Król Szwedzki z 25 tysięczną armią liczył pewnie na łatwe zwycięstwo walcząc jedynie z 3,5 tysięcznym wojskiem. Polskie wojsko rusza do walki po 40-sto godzinnym nabożeństwie, w którym Chodkiewicz obiecuje wybudować kościół pod wezwaniem Św. Michała. Słynne zwycięstwo Karol Chodkiewicz chce wynagrodzić Bogu i Jego Anielski Zastępom budując kościół i 9 kaplic poświeconych 9-ciu chórom anielskim. Wzgórze na którym powstała świątynia zwano odtąd Górą Świętego Michała.

W 1624 roku, we wsi Blizne (woj. Podkarpackie) Tatarzy napadali mieszkańców, grabiąc mienie i uprowadzając w jasyr 60 wieśniaków. Proboszcz z mieszkańcami ją przyzywać pomocy Św. Michała. Wracające z łupem wojsko tatarskie zostało zaatakowane na pobliskim wzgórzu (450mnp) przez niezliczoną liczbę wojska w białych szatach. Tatarzy w pouciekali w popłochu pozostawiając jeńców i zagrabione łupy. Do dziś na tym wzgórzu stoi kaplica wybudowana ku czci Św. Michała.

„Michał jest oddechem ducha Zbawcy, który pod koniec świata pobije i zniszczy Antychrysta, tak jak na początku uczynił z Lucyferem”. Św. Tomasz z Akwinu- doktor anielski.

Kończąc mały przegląd objawień Św. Michała Archanioła nie sposób nie napisać o Lwowie, który napadany przez Turków i Tatarów, dwukrotnie korzystał z pomocy Świętego Michała. Pierwszy raz w 1648 kiedy wojska dowodzone przez Chmielnickiego i chana tatarskiego oblegały klasztor benedyktynów. Nieprzyjaciel został odparty w wigilię święta Michała Archanioła. Drugi raz w 1672 ukraińskie wojska pod wodzą Doroszeńki zostały pokonane dzięki interwencji Hetmana Zastępów Niebieskich. Znakiem wdzięczności za uratowanie miasta , ówczesny burmistrz Bartłomiej Zimorowic, nakazał na ścianie ratusza wyryć sentencję: „Za Panowania Króla Michała Wiśniowieckiego, Archanioł Michał miasto Lwów wybawił z paszczy smoka azjatyckiego.”
Historie objawień pomagają utrwalić w pamięci pokoleń działanie łaski Bożej. W tym przypadku poprzez działanie samego Wodza Zastępów Niebieskich. Przyczyniają się do wzrostu wiary i budowania niezłomnej nadziei lokowanej w Opatrzności Bożej. Obejmując wszystkie opisane przypadki można zauważyć, że Św. Michał objawiał się w sytuacjach zagrożeń militarnych, ale również i tam, gdzie dochodziło do kulminacji w walce o dusze. Pojawiał się Archanioł i nakazywał budować świątynie na skalnych wzniesieniach, sąsiadujących z morzem, źródłem, rzeką. Świętych ludzi zapewniał o swej opiece i ochronie przed siłami piekielnymi. Ratował lud boży przed skutkami zarazy, uzdrawiał nieuleczalnie chorych. Z kolei Św. Alfons Maria Liguori twierdził, że łaski otrzymane za przyczyną Św. Michała są natury duchowej. Święty Michał jest gwarantem zbawienia człowieka: chroni go, prowadzi do Boga, oświeca, broni przed szatanem i towarzyszy mu w chwili śmierci. Michał Archanioł został ogłoszony Patronem Kościoła Katolickiego przez papieża Leona XIII. 13 października 1884 roku po odprawieniu Mszy świętej w prywatnej kaplicy Ojciec Święty Leon XIII doznał wizji ekstatycznej. Papież zatrzymał się u stóp ołtarza. Był bardzo zmieniony na twarzy. Zapytany później, opowiedział, że w tej wizji usłyszał głos, jakby rozmowę szatana z Chrystusem. Był to charczący i nieprzyjemny głos diabła, z drugiej zaś strony – łagodny głos Chrystusa. Rozmowa sprowadzała się do propozycji szatana.- Mogę zniszczyć Twój Kościół.- Spróbuj tego dokonać – powiedział Jezus.- Potrzebuję na to czasu. Wybieram wiek XX, potrzebuję na to 70, a może 100 lat. Pan Jezus wyraził zgodę na tę próbę, by trwała sto lat, i dodał:- Dam swoim wiernym siłę i moc do wytrwania. Po rozmowie Ojciec Święty pospiesznie, bez rozbierania się w zakrystii z szat liturgicznych, udał się do swego prywatnego gabinetu i ułożył modlitwę do św. Michała Archanioła:
„Święty Michale Archaniele, broń nas w walce.
Przeciw niegodziwości i zasadzkom złego ducha bądź naszą obroną.
Niech go Bóg pogromi , pokornie prosimy,
a ty, książę wojska niebieskiego,
szatana i inne duchy złe,
które na zgubę dusz krążą po świecie,
mocą Bożą strąć do piekła. Amen.”


Nakazał odmawianie tej modlitwy w całym Kościele “po wsze czasy”, po każdej cichej Mszy świętej wraz z modlitwą do Matki Bożej. Wszystkim zaś, którzy odmówią te modlitwy, udzielił odpustu. Modlitwę tę odmawiano do 29 września 1964 roku. Papież Jan Paweł II zachęcał do odmawiania tej modlitwy i tak też biskupi kilku polskich diecezji powtórnie nakazali odmawiać tę modlitwę po Mszy świętej.

Śledząc historie objawień Świętego Michała Archanioła pojawia się przypuszczenie, że skoro ten archanioł tak często objawiał się ludziom, to w historii powinny znajdować się wyraźne tego ślady. Jego kult powinien być konsekwencją widzialnej, niebiańskiej ingerencji. I tak też się działo. Zapowiadany w wielu prywatnych objawieniach kult do Św. Michała zaczął rozwijać się silnie za pontyfikatu papieża Leona XIII, który – jak poprzednio pisałem – ułożył modlitwę „Święty Michale archaniele broń nas w walce…”. Bł. ks. Bronisław Markiewicz uznał tę modlitwę jako lekarstwo przeciw szerzącemu się złu. Bł. ks. Markiewicz pisał: „Oto nieomylny, panujący nam dzisiaj zastępca Chrystusa Pana , rozpoczynając swoje rządy w Kościele, powierzył cały świat katolicki opiece Archanioła Św. Michała, potężnego pogromcy czarta.” 30 sierpnia 1878 roku powstaje w Rzymie bractwo szkaplerza Św. Michała, zatwierdzone dwa lata później przez papieża Leona XIII. Celem bractwa było uczczenie Św. Michała oraz modlitwa o wolność Kościoła, pokonanie herezji, ocalenie grzeszników, umocnienie Królestwa Bożego w duszach chrześcijan, wypraszanie łask dla dusz czyśćcowych oraz modlitwa o dobrą śmierć. Bł.ks. Bronisław Przebywając w Rzymie miał możliwość poznania rozwijającego się kultu. Po powrocie do Polski w 1897 r. postanawia założyć swoje zgromadzenie szerzące nabożeństwo do Księcia Zastępów Anielskich- i już wtedy -patrona Kościoła Powszechnego. W oczekiwaniu na zatwierdzenie zgromadzenia, zakłada 1898 r. świeckie towarzystwo „Powściągliwość i Praca”. W 1900 roku otrzymuje poświęcony przez papieża Leona XIII obraz Św. Michała. Zgromadzenie Michalitów zostało zatwierdzone dopiero po śmierci bł.ks. Markiewicza. W 1921 r. zatwierdzono męskie zgromadzenie, a w 1928 roku żeńskie-sióstr Michalitek. W 1994 roku powstaje apostolat - Rycerstwo Świętego Michała Archanioła, którego zastęp działa również w naszej parafii.

Pod wezwaniem Św. Michała istnieje w Polsce około 350 parafii. 222 miejscowości zawdzięczają swe nazwy imieniu Św. Michała. Jego wizerunek pojawił się w wielu herbach polskich miast Dobudów, Dolsk, Kodeń , Łańcut, Mieścisko, Biała Podlaska, Płazów, Sanok, Strzelin, Strzyżów i leżących opodal Krakowa Słomnik. Św. Michał patronuje wielu państwom, miastom i regionom m.in. Francji, Niemiec, Hiszpanii, Anglii, Węgier , Austrii, Włoch, Holandii, Rusi, Nowej Gwinei,Małopolski, . Jest patronem opłatkarzy, radiologów, policji, służby bezpieczeństwa, szermierzy, szlifierzy, złotników i spadochroniarzy.

Św. Michał obecny jest też w Kościele Krakowskim. Pytałem wielu krakowian, gdzie znajduje się w naszym mieście kościół pod jego wezwaniem. Niestety, ponad 90% procent osób nie potrafiło odpowiedzieć prawidłowo. Niestety, chyba za mało doceniamy postać Św. Michała, nie wiedząc, że świątynia jemu poświęcona, to … kościół na krakowskiej Skałce !!! Nie trudno się dziwić, przecież od dziecka słyszę tylko: Skałka-Święty Stanisław. Pierwszym i głównym patronem tej świątyni jest Św. Michał. Dopiero w 1079 r. kiedy w romańskim kościele na Skałce został zamordowany biskup Stanisław, świątynia otrzymała drugiego patrona. Na tym niezwykłym miejscu, Św. Michał objawia swoją osobliwą, niebiańską moc. Dowody kultu św. Michała znajdziemy też w innych krakowskich świątyniach, ale ten temat poruszę innym razem.

„Nabożeństwo do Świętego Michała Archanioła, zwycięzcy szatana, jest czymś więcej niż nabożeństwo do innych świętych. Ci ostatni mogą wstawiać się za nami u Boga jako adwokaci, natomiast Święty Michał został ustanowiony przez samego Stwórcę opiekunem i obrońcą Kościoła.”

św. Ildefons Schuster, kardynał

Źródło: poltris.nazwa.pl


Filed under: Ciekawe, Cuda Tagged: Michał Archanioł

Prezydent całuje Medjugorski Krzyżyk

$
0
0

Chawez

 

W nocy z niedzieli na poniedziałek wenezuelski przywódca udał się na Kubę, żeby kontynuować onkologiczne leczenie raka.

 

Prezydent Hugo Chávez z Wenezueli wziął do ręki krzyżyk z Medjugorje, podczas telewizyjnego przemówienia w swoim gabinecie w Pałacu Prezydenckim w Caracas 8 grudnia w Święto Niepokalanego Poczęcia  kiedy ogłaszał swoją zaplanowaną operację na Kubę, i wymieniał swego następcę na urzędzie w przypadku, gdyby nie był w stanie wrócić żywy. Obrazek Matki Boskiej Królowej Pokoju który był umieszczony na Krzyżu prezydent Hugo Chavez wziął w dłonie uniósł i całował w dniu 8 grudnia.

Chávez pojechał na Kubę, aby poddać się operacji po raz czwarty, powiedział w audycji późno w sobotę. Powiedział też że ma nadzieję, że będzie miał  dobre wiadomości w najbliższych dniach. Z łaski Boga, możemy wyjść zwycięsko powiedział Hugo Chávez.


Filed under: Cuda, Medziugorje Tagged: Chavez, Medjugorje

Ikona Jezusa płacze na Ukrainie

$
0
0

UkrainaW ukraińskiej wsi dzieją się cuda. W pokoju młodej dziewczyny zaczęła płakać ikona Jezusa Chrystusa. To dziwne zjawisko powtarza się w każdy piątek. Ikona wydziela tajemniczy  olej, który Kościół uważa za Myra. Wierni uważają, że dzieje się mnóstwo uzdrowień chorych. Nawet kobiety, które nie mogły zajść w ciążę, teraz spodziewają się dziecka …

Dziewczyna z Ukrainy, u której jest ikona czyta w myślach i ma prorocze sny. Miejscowi nie potrafią tego faktu wyjaśnić. Od początku wycieku oleju ikony Jezusa Chrystusa, ludzie, na to  miejsce, przyjeżdżają  z całego kraju.

 

Z Ikony zaczął wyciekać olej pachnący

“Ikona bardzo mocno płakała, spojrzałam na ikonę i błagałam Boga. Za, wszystkich, co zgrzeszyli,” mówi Miroslav. Niespodziewanie jednak z ikony zaczął wyciekać olej  pachnący.  W całym domu, zapach rozprzestrzeniał się.

“Dziecko, nie mów o tym nikomu, bo będą myśleć o nas, że jesteśmy nienormalne”, tak do dziewczyny mówiła  jej babcia.

Ikona umieszczona w miejscowym kościele

Kościół wziął ikonę do kościoła i  oficjalnie przyznał, że nie jest to oszustwo.

Uzdrowił chorego chłopca

Młoda dziewczyna od tego czasu musiała zmienić całkowicie swoje życie. Wierzący przychodzą do niej z prośbą o uzdrowienie. Niedawno przyszli rodzice z pięcioletnim synem.
“On nie mówił, nie spał, nie ruszał się. Dziewczyna chwyciła go za rękę. Wstał i powiedział mama daj mi jeść”, mówi Miroslav.

Żródło jednocześnie pod tym linkiem jest do zobaczenia WIDEO

http://udalosti.noviny.sk/z-domova/23-12-2012/ikona-jezisya-place-miroslava-pomocou-nej-lieci.html


Filed under: Cuda, Film, Objawienia Tagged: Jezus płacze na Ukrainie

Św. Andrzej Bobola

$
0
0

Święty Andrzej Bobola urodził się prawdopodobnie 30 listopada 1591 r. w Strachocinie. 2 czerwca 1630 złożył profesję (ślubowanie) czterech ślubów zakonnych w kościele św. Kazimierza w Wilnie, po czym został superiorem (przełożonym) domu zakonnego w Bobrujsku w latach 1630-1633. Następnie pracował w Płocku (1633-1636), w Warszawie jako kaznodzieja (1636-1637) i ponownie w Płocku (1637-1638) jako prefekt kolegium i kaznodzieja. Kolejne cztery lata (1638-1642) spędził w Łomży, będąc doradcą rektora, kaznodzieją i dyrektorem szkoły humanistycznej. W okresie od 1642-1646 przebywał w Pińsku i okolicach prowadząc rozwiniętą działalność ewangelizacyjną, a w latach 1646-1652 ze względów zdrowotnych przebywał w Wilnie, przy kościele św. Kazimierza, głosząc kazania i prowadząc wykłady oraz misje. Wrócił ponownie na ziemię pińską, podejmując szeroko zakrojoną ewangelizację — znany jest jako apostoł Pińszczyzny.

16 maja 1657 podczas powstania Chmielnickiego dostał się we wsi Mohilno w ręce Kozaków. Zamęczono go w okrutny sposób na śmierć w rzeźni w Janowie Poleskim.

O kanonizację Świętego Andrzeja Boboli zabiegał o. Marcin Godebski – rektor kolegium jezuickiego w Pińsku i Aleksander Wyhowski – biskup łucki. 30 października 1853 został beatyfikowany, a 17 kwietnia 1938 kanonizowany przez papieża Piusa XI. 16 maja 1957 roku Pius XII promulgował encyklikę Invicti athletae Christi w trzechsetną rocznicę męczeństwa św. Andrzeja Boboli.

Aby był ład hierarchiczny w Polsce, patronuje temu św. Wojciech. Aby był ład moralny – patronuje św. Stanisław. Ale, by w Polsce był ład ekumeniczny i niepodległościowy, by dobrze układały się stosunki z narodami naszej Wschodniej granicy, potrzeba nowego patrona, a nim byłby św. Andrzej Bobola, który dla tych spraw oddał życie.

 


Filed under: Ciekawe, Cuda, Film, Kościół, Patriotyzm Tagged: Św. Andrzej Bobola

Zakonnik z Jarosławia: prosiłem o znak. Maryja upuściła korony

$
0
0

Zakonnicy z Jarosławia nie mają wątpliwości, że byli świadkami cudu. Z figur Matki Bożej Bolesnej i Jezusa, znajdujących się w ołtarzu głównym kościoła ojców dominikanów, bez żadnej ingerencji człowieka i jakichkolwiek czynników zewnętrznych spadły korony.

JarosTo był piątek 28 grudnia. Poranną mszę świętą w bazylice Matki Bożej Bolesnej w Jarosławiu odprawiał ojciec Lucjan Sobkowicz, subprzeor klasztoru. Przed obliczem Maryi, które stopniowo wyłaniało się spod zakrywającego go obrazu ukląkł mając w sercu konkretną prośbę.

Matko Boża znajdź pieniądze

Dwa dni wcześniej w rozmowie ze współbraćmi zaproponował, żeby przypadające w tym roku 300-lecie konsekracji bazyliki uczcić poprzez wymianę starych, mosiężnych koron na głowie Maryi i Jezusa.

Miał to być również sposób na wynagrodzenie Matce Bożej zniewagi, jaka wcześniej wydarzyła się w Częstochowie i podziękowanie za dotychczasowe łaski. Po kilku telefonach do jubilerów zdał sobie jednak sprawę, że na taki wydatek braci nie stać.

– Wiedziałem, że przez remonty odkładamy to już kolejny rok i bardzo mnie to bolało. Dlatego wieczorem 27 grudnia poszedłem do kaplicy i zacząłem się modlić – opowiada o. Lucjan, który jest również ekonomem klasztoru. – Powiedziałem: Matko Boża, jeżeli nie chcesz tych starych koron, daj znak i sama znajdź na nie pieniądze, bo ja nie mam skąd ich wziąć – wspomina wzruszony dominikanin.

Welon pozostał na miejscu

To dlatego faktu, że następnego dnia rano z figur Matki Bożej Bolesnej i Jezusa równocześnie spadły korony nie odczytuje jako zwykłego zbiegu okoliczności. Wszystko wydarzyło się podczas podniesienia obrazu zasłaniającego Pietę. W kościele było wtedy ok. 50 osób. Na oczach modlących się korony upadły w wewnętrzną niszę ołtarza za tabernakulum w dwóch przeciwnych kierunkach: ta Maryi w lewo, a Jezusa w prawo. Welon, który Najświętsza Panienka ma na głowie pozostał nienaruszony. Koron od sierpnia nikt nie dotykał i nie podnosił, a sam obraz jest zbyt daleko od figury, żeby mógł o nią zahaczyć. Ciężkie korony nie mogły też spaść same.

One mają za duży obwód, dlatego żeby się trzymały nasunęliśmy je bardzo nisko na czoło, prawie na łuk brwiowy Maryi. Za koronę można było podnieść do góry całą Pietę, dlatego żadne drgania nie mogły ich strącić. Musiałby trząść się cały ołtarz główny – tłumaczy dominikanin. – To nie jest żaden dogmat wiary, można w to wierzyć lub nie. Ja wiem o co się modliłem, co później działo się w moim sercu i co teraz dzieje się w parafii – dodaje.

Przynoszą złoto i srebro

Bo wieść bardzo szybko obiegła Jarosław i okolice. Przed cudowną figurą modli się coraz więcej wiernych, którzy jako wota przynoszą złoto i srebro. Mimo, że o to dominikanie w ogóle nie prosili. Wśród nich są m.in. obrączki, kolczyki, pierścionki, zastawy i sztućce często z dołączonymi karteczkami zawierającymi podziękowanie za otrzymane łaski. Dominikanie zebrali już 2,5 kg srebra i 40 dag złota. Nie mają wątpliwości, że taka ilość kruszcu pozwala myśleć o nowych koronach. Chcą zawieźć je do Rzymu, aby pobłogosławił je papież Benedykt XVI. Rekoronacja cudownej figury przewidziana jest na 15 września, w święto Matki Bożej Bolesnej.

W parafii ogromne poruszenie

Do tego czasu każdego 13. dnia miesiąca podczas nabożeństw fatimskich będzie odprawiana nowenna.

- Maryja potrzebowała gestu, wyrazu miłości. Nie samego srebra i złota, bo na to jest zbyt pokorna. Chciała być jeszcze bardziej obecna w naszym życiu, przypomnieć o tym, że tu jest i się o nas troszczy. A nas, pracujących tu braci zmobilizować do szerzenia jej kultu – mówi o. Lucjan.

To już się udało, bo do klasztoru zgłaszają się modlący się tu wierni, którzy dzięki wstawiennictwu Maryi doświadczyli łask. Trzy osoby zostały uzdrowione z nowotworów m.in. płuc i trzustki. Jedna z nich, mieszkanka os. Armii Krajowej przyniosła dokumentację medyczną, m.in. zdjęcia rentgenowskie i oświadczenie lekarskie kwalifikujące jej przypadek jako cud.

Kult Maryi w miejscu, gdzie dziś wznosi się jarosławska bazylika sięga XIV wieku. 20 sierpnia 1381 roku grupa pasterzy znalazła tu figurę Matki Bożej trzymającej na rękach ciało zmarłego Chrystusa. Mimo, że przenieśli ją do kościoła parafialnego w Jarosławiu jeszcze tej samej nocy figura powróciła tam, skąd zabrali ją pasterze. Miejsce to nazwano “wzgórzem pobożności” i zbudowano tu drewnianą kapliczkę, w której umieszczono figurę Matki Bożej. Dziś 67-centymetrowa figura wykonana przez nieznanego autora znajduje się w ołtarzu głównym bazyliki. Ozdobiona jest koronami i koronkowym welonem.

Źródło: nowiny24.pl


Filed under: Ciekawe, Cuda, Film, Kościół Tagged: Jarosław, Korony Matki Bożej, Upadek koron z figury

Dziecko Maryi

$
0
0

We wrześniu 2011 r. pojechałam z pielgrzymką do Medziugorja. Kiedy odwiedziliśmy tam Wspólnotę Błogosławieństw, podczas modlitwy poprosiłam Mateńkę o dziecko, na które wraz z mężem oczekiwałam 10 lat. Przyrzekłam wtedy Matce Bożej, że to będzie Jej dziecko, jeśli wyjedna mi łaskę macierzyństwa. Organizatorzy pielgrzymek do Medziugorja często zabierają pielgrzymów na jeden dzień nad Adriatyk. Nasza grupa także tam pojechała. Po kilku godzinach trzeba było wracać, aby zdążyć na kolację. W drodze powrotnej tuż przed Medziugorjem ukazała mi się na niebie figura Matki Bożej z Dzieciątkiem na ręku, której zdjęcie załączam poniżej:

m5

Odebrałam to jako znak od Królowej Nieba, że moje prośby zostały wysłuchane i będę mogła mieć upragnione dziecko. Rzeczywiście, tak się stało. Miesiąc po powrocie z Medziugorja od Matki Bożej Królowej Pokoju, poczęło się pod moim sercem nowe życie. W czasie ciąży dziecko było bardzo spokojne, do dnia narodzin nie znałam jego płci. Były małe komplikacje, lecz całkowicie zaufałam Maryi. Pamiętałam, swoje słowa wypowiedziane w Medziugorju, że to Jej dziecko, a zatem nic złego nie może mu się stać. 5 lipca 2012 r. urodził się od dawna oczekiwany nasz Skarbek Kacperek – Dziecko Maryi:

d

Mój mały synek rozwija się prawidłowo, a ja nieustannie dziękuję Matce Bożej za dar macierzyństwa. We wrześniu tego roku pojechałam do Maryi, do Medziugorja, aby Jej dziękować za Kacperka i niezliczone łaski. Kupiłam Figurkę Matki Bożej i pragnę na wiosnę postawić ją w swoim ogrodzie w dowód wdzięczności. Dziękuję Ci ukochana Mateńko za Twoją miłość, troskę i wszelkie dobro jakim obdarzyłaś mnie i moją Rodzinę.

Z pozdrowieniami:

Szczęśliwa mama, Barbara.

Źródło: medjugorje.org.pl


Filed under: Cuda, Medziugorje, Świadectwa Tagged: bezpłodnośc, Medjugorje

Wstrząsające wyznanie samobójcy narkomana

Świadectwo: zginął, zobaczył Boga, wrócił.

Objawienia w Brazylii biskup zatwierdził jako prawdziwe

$
0
0

Mnóstwo orędzi otrzymanych podczas objawień w Brazylii w miejscowości Itapiranga w Amazonii, objawienia trwające od  1994, wiele oczywistych podobieństw do objawień w  Medziugorje, na czacie kilka razy czytałem niektóre orędzia. Arcybiskup tego miejsca wydał dekret i oświadczył “wydarzenia te są nadprzyrodzone”.

Tu film pokazujący moment objawienia, oraz fakt podobieństwa do Medjugorje. Kliknij i oglądaj.

Brazylia

 

Streszczenie  Nihil obstat

W odpowiedzi na pytania o objawienia Matki Bożej Królowej Różańca i Pokoju w Itapiranga jako Biskup Itacoatiara / Amazonii (Brazylia), poproszono mnie, aby wyrazić moje poglądy o autentyczności objawień Maryi jako Matki Bożej Królowej Różańca i Pokoju w Itapiranga. Wielu wierzących i niektórzy biskupi zwracali uwagę na pilną potrzebę wyjaśnienia w tym zakresie. Jestem także osobiście świadom, że rozwój kultu, który obejmuje okres ponad 15 lat tego wymaga. Te wydarzenia mające charakter nadprzyrodzony i otrzymywane treści orędzi, widzę, że sprawiło wielkie zmiany w życiu tysięcy wiernych. Mam również otrzymane świadectwa nawrócenia i pojednania, jak również uleczenia i szczególnej ochrony. W pełni uznaję odpowiedzialność Stolicy Apostolskiej, jednak według prawa jest to przede wszystkim zadanie lokalnego biskupa, aby zdecydować, zgodnie z własnym sumieniem, o autentyczności objawień prywatnych, które mają miejsce lub miały miejsce w jego diecezji. Z tego powodu, w odniesieniu do wyników poprzednich badań i pytań i zarzutów wynikających z nich, po raz kolejny zwróciłem się o radę niektórych teologów i psychologów. Oświadczam, że w ich opinii,  nie istnieją teologiczne i psychologiczne przeszkody do uznania  autentyczności nadprzyrodzoności. ZWAŻYWSZY na te opinie, relacje i wydarzenia, a wszystko to rozważając w modlitwie i refleksji teologicznej, WSZYSTKO prowadzi mnie do ustalenia, że wydarzenia w Itapiranga mają nadprzyrodzone pochodzenie.

Arcybiskup Carillo Gritti Itacoatiara

Film pokazujące sanktuarium i okolice

Reportaż z miejsca objawień wykonany przez TV

Orędzie z 13 stycznia 2013 r. tłumaczenie moje niedokładne

13 stycznia 2013: “Pokój moje drogie dzieci, dziś przychodzę z nieba, aby dać wam pokój, Módlcie się moje dzieci, módlcie się z wiarą i ufnością, a łaska Boża zawsze będzie z wami. Przyjmijcie z miłością te moje wiadomości. Bóg daje wam wielkie łaski poprzez moją obecność tu w Amazonii. Dziękujcie za te objawienia z nieba,  sercu mego Syna Jezusa dla waszego zbawienia … Bóg  wciąż daje wam czas na nawrócenie. Ten czas łaski, On nie będzie inny, ponieważ to, co Bóg czyni teraz w świecie jest tak wyjątkowe, gdyż nigdy wcześniej nie występowało w dziejach ludzkości. Otwórzcie swoje serca i powróćcie do Boga “

Oficjalna strona miejsca objawień

http://www.santuariodeitapiranga.com.br/

Prosimy osoby chętne do tłumaczenia orędzi bieżących jak i zaległych

 


Filed under: Ciekawe, Cuda, Film, KOMUNIKATY, Kościół, Objawienia, Warto wiedzieć Tagged: Amazonia, Itapiranga Brazylia, Królowa Rózańca i Pokoju, Objawienia, Objawienia w Brazylii
Viewing all 202 articles
Browse latest View live